Główny Szlak Beskidzki FAQ (6-31.08.2012)


Wpis będzie nietypowy, bo traktujący o polskich górach niewysokich*. Normalnie nie wiedziałbym, co napisać, Beskidy jakie są, każdy widzi i chodzi się po nich tak, jak każdy widzi. Tym razem uznałem jednak, że jest o czym pisać, bo rzecz nie jest codzienna.

Główny Szlak Beskidzki (GSB) to, gdyby ktoś nie wiedział, najdłuższy pieszy szlak górski w Polsce. W zależności od źródła ma od 496 do 517km**, jest na nim ponad 21km podejść (niezależnie od kierunku), co daje łącznie ponad 700 GOTów. Przechodzi przez Beskid Śląski, Żywiecki (dokładniej Żywiecko-Orawski), zahacza-mniej lub bardziej, w zależności od poglądów-o skrawki Beskidów Makowskiego i Wyspowego, idzie przez Gorce, Beskid Sądecki, Niski i kończy się*** w Bieszczadach. Jest to zresztą ciekawe, że zmęczyć się można na bardzo wiele rozmaitych sposobów w górach i nie tylko, ale niewiele podobnie trudnych będzie podobnie honornych i będzie wywierało podobne wrażenie, co przejście GSB. Ale cóż, jesteśmy ludźmi i wygląda na to, że lubimy symbole.


Bardzo zgrubny przebieg szlaku z rozbiciem (kolorami) na pasma górskie. Mapa dzięki nieświadomej uprzejmości Googlemaps.

Skoro wpis ten się tu pojawił, a (przynajmniej na razie) opisuję tu głównie własne wspomnienia, ktoś mógłby się domyślać, że miałem przyjemność przejść szlak 'na raz'. Otóż... tak było****! I gdyby ktoś chciał wiedzieć, skąd wziąłem tyle czasu, to tak, byłem wtedy studentem. Nie chcę jednak spisywać tu szczegółowej relacji, jako że nasze Beskidy są na wyciągnięcie ręki i większość zainteresowanych może ich łatwo doświadczyć dowolnie mocno we własnym zakresie. Zamiast tego odpowiem na najczęściej zadawane pytania***** dotyczące GSB i jego przejścia.

To samo z inną mapą, nieco lepiej opisaną (dzięki Sygnaturze i OpenStreetMap)

*za 'wysokie' można by uznać całe jedno pasmo a i to umownie, ale niech mu będzie.
**nawet Wikipedia się waha.
***albo zaczyna, bo szlak, jak kij, ma dwa końce.
****prawie bez oszustw! Bo tak naprawdę z trzema małymi.
*****co z tego, że przeze mnie.




Ktoś mógł zauważyć, że lubię mapy. Owszem, dlatego jest i trzecia, ale za to na skalę kraju!


Czy GSB jest dla każdego?
Tak! Czemu by nie?

Pytanie to, jak wszystkie inne, przygotowałem jeszcze przed właściwym pisaniem tego wpisu, jednak odpowiadając na nie, zacząłem zastanawiać się, dlaczego w ogóle je zadałem i co chciałem nim wyrazić. Jedyną sensowną odpowiedzią wydaje mi się chęć przekazania, że na szlaku po prostu się idzie. Nie ma wspinania, ekstrem, wielkich przepaści, lodowców. Powinienem jednak ostrzec, że na szlaku występuje cały jeden łańcuch (!). Natomiast gdzie-wiem, ale nie powiem. Jeszcze. Wykorzystam ten chwyt poniżej pasa, by zachęcić do przeczytania całości wpisu.


Trudności technicznych może nie ma, ale czasem są takie chmury (okolice Nowej Wsi, B. Niski)

Jak długo się idzie?
Jak mówią jezuici-"to zależy". Uznaje się, że żeby przejście było odpowiednio honorne, powinno zmieścić się w 21 dniach*. Według mnie da się przejść szlak w określonym czasie przy podanych założeniach (opisywane czasy podaję z marginesem +-2 dni na ewentualny weekend):

TYDZIEŃ
Jeśli jesteś ultramaratońskim górskim biegaczem (oby dobrym!), masz siedmiomilowe buty lub posiadasz inne, podobne supermoce.

DWA TYGODNIE
Jeżeli masz BARDZO dobrą kondycję i motywację, ale nie musisz posiadać supermocy.

TRZY TYGODNIE
Jeżeli masz jaką-taką kondycję i motywację. Supermoce jak wyżej, zawsze warto mieć, ale nie są konieczne.

CZTERY TYGODNIE
Jeżeli nie chcesz się spieszyć.

My** na przykład nie spieszyliśmy się specjalnie i przeszliśmy szlak w 26 dni, z czego w jeden dzień całkowicie odpoczywaliśmy.

*tzn. jest za to specjalna odznaka, sława, chwała i tym podobne.

**tu pozwolę sobie ujawnić nasz skład: całość szlaku, poza autorem tego posta przeszła jego przyjaciółka Marianna, poza tym przez pierwsze 2 tygodnie towarzyszyła nam nasza wspólna znajoma Marta, zaś przez ostatnie 5 dni siostra Marianny, Marcysia. No i miś. Miś przeszedł z nami cały szlak.

My na pierwszym podejściu (Marta, Marianna i miś-słabo widoczny na zdjęciu).

Lepiej stąd tam czy stamtąd tu?
Trochę wszystko jedno, ale jednak nie tak bardzo. Nie powiem jednak raczej więcej, niż inne źródła-ze wschodu na zachód delikatnie stopniuje się trudność szlaku (ilość/długość podejść), z kolei idąc z zachodu na wschód przechodzi się od cywilizacji do dziczy, co ma przyjemny, uspokajający efekt. My przeszliśmy szlak właśnie w drugim wspomnianym kierunki i bardzo to sobie chwalimy.


Okolice granicy między 'tu' i 'tam', albo 'tam' i 'tu', zależy, jak patrzeć (widok z Jaworzyny Krynickiej (B. Sądecki) na Beskid Niski).

Czy trzeba nosić dużo zaopatrzenia (jedzenie)?
Właściwie to nie. Polskie góry są dość cywilizowane i trzeba by wybrać bardzo specyficzną trasę, by iść długo bez dostępu do cywilizacji. Najdłuższym odcinkiem bez sklepów na GSB jest odcinek Beskidu Żywieckiego od Węgierskiej Górki do Bystrej, co zajmuje w zależności od tempa około 3-4 dni*. Po drodze są jednak schroniska i inne punkty gastronomiczne, na szlaku raczej nie ma odcinków bez możliwości zdobycia jedzenia dłuższych niż dzień drogi.
Przełęcz Pawlusia (B. Żywiecki) i typowy rozmiar plecaków

*Googlemapa pokazuje jednak jakieś sklepy po słowackiej stronie przełęczy Glinne. Z ich potencjalnym uwzględnieniem najdłuższy docinek bez sklepu zmniejsza się do jakichś 1,5-2 dni.



A jak z namiotem?
Odpowiadając pokrótce: nie trzeba, ale można. Namiot niewątpliwie swoje waży, ale daje również bardzo istotną możliwość spania (niemal) gdziekolwiek i to zwykle taniej niż w jakimś bardziej cywilizowanym miejscu. Na GSB cywilizowanych miejsc po drodze jest dużo i przy odrobinie logistycznej gimnastyki powinno się udać rozplanować całą trasę tak, by namiotu nie potrzebować. Może prowadzić to jednak do pewnych ograniczeń, co przy planach szybszego przejścia szlaku może być problemem-zwłaszcza w rejonie Beskidu Niskiego, gdzie cywilizacja jest, ale nieczęsto. Z drugiej strony nawet przy wolniejszym tempie przejścia namiot ma swój urok.


Przykładowa łąka w sąsiedztwie której rozbiliśmy namiot (okolice Przełęczy Łączecko, B. Śląski)

By podać przykład, my namiot mieliśmy i na 25 noclegów na GSB w namiocie odbyło się 11, ale tylko 5 z tych nocy kwalifikuje się do określenia 'na dziko'.

A z mapą?
Brać! Szlak na ogół oznakowany jest dobrze, ale są miejsca, które pod względem jakości oznakowania nieco odstają i warto mieć jakieś wsparcie na przykład w mapie. Na zaszczytną wzmiankę zasługują tu odcinek Bystra-Rabka i liczne fragmenty szlaku w Beskidzie Niskim. W tym ostatnim mapa przydaje się też z innych względów - mogą na niej być zaznaczone sklepy*, a to cenna informacja.


Mały szlakowy psikus (okolice Turbacza, Gorce)

*na przykład na mapie wydawnictwa Compass, którą bezczelnie polecę, są.

Czy są jakieś korony do zdobycia?
Jakiejś całej korony zdobyć nie sposób, ale podczas przechodzenia GSB przechodzi się przez kilka szczytów z korony gór Polski: przez Babią Górę (1725m-Beskid Żywiecki albo Żywiecko-Orawski, zależy jak kto dzieli), Turbacz (1310m-Gorce) i Radziejową (1266m-Beskid Sądecki), bardzo niewielkim nakładem sił można wejść także na Tarnicę (1346m-Bieszczady), bo szczyt znajduje się o ok. 5min. drogi z przełęczy pod Tarnicą leżącą na GSB. Kontrowersje (jak często) mają miejsce w Beskidzie Makowskim. Wiadomo, że GSB przechodzi przez Mędralową (1169m), natomiast nie wiadomo, czy przez Mędralową przechodzi też wspomniany Beskid. Według naukowej klasyfikacji Kondrackiego* tak, według tradycyjnej klasyfikacji turystycznej** nie. Co do innych pasm o które GSB zahacza w istotny sposób (Beskid Śląski i Niski), ich szczyty leżą przynajmniej kilka godzin od szlaku, ale wytrwali mogą próbować o nie zahaczyć. Do Korony Polskich Karpatów dalej jednak zabraknie najwyższych szczytów Pienin, Tatr i Beskidów Małego oraz Wyspowego (oraz, być może, Makowskiego***, Gór Sanocko-Turczańskich i Beskidu Żywiecko-Kysuckiego, w zależności jak kto dzieli).


Lackowa (997m), najwyższy szczyt polskiego Beskidu Niskiego. GSB tam nie idzie, ale przechodzi względnie niedaleko.

*uznawanej przez Wikipedię, naukowców i tym podobne indywidua-przynajmniej do 2018 roku, obecnie coraz rzadziej.
**uznawanej przez część turystów i niejedno wydawnictwo kartograficzne, jak również autora oryginalnej 'Korony Gór Polski'. Autor bloga po analizie różnych za i przeciw nie ma jednoznacznej opinii i według niego do Korony Gór Polski należałoby zdobyć oba szczyty. EDIT: w 2018 roku ukazał się najnowszy podział regionalny polski oparty na regionalizacji Kondrackiego, ale w sprawie Beskidu Makowskiego podążający za klasyfikacją tradycyjną turystyczną. Tym samym autor również przychyla się do uznania Lubomira za jedyny najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego i uznania Mędralowej za część Beskidu Żywiecko-Orawskiego.
***patrz wcześniejsze przypisy.


Jak właściwie wy szliście?
A tak:

Beskid Śląski
Dzień 1: Ustroń-Ustroń Polana (7,8km, 420m podejść, 12 GOT)
Dzień 2: Ustroń Polana-Przełęcz Łączecko (16,3km, 1110m podejść, 27 GOT)
Dzień 3:Przełęcz łączecko-Węgierska Górka (29km, 1000m podejść, 39 GOT)

Beskid Żywiecki (Żywiecko-Orawski)
Dzień 4: Węgierska Górka-Hala Rysianka (16,1km, 1090m podejść, 27 GOT)
Dzień 5: Hala Rysianka-Przełęcz Głuchaczki (21,2km, 840m podejść, 29 GOT)
Dzień 6: Przełęcz Głuchaczki-Markowe Szczawiny (11km, 700m podejść, 18 GOT)
Dzień 7: Markowe Szczawiny-Hala Krupowa (16,9km, 1070m podejść, 27 GOT)
Dzień 8: Hala Krupowa-Jordanów (16,4km, 280m podejść, 19 GOT), z oszustwem Jordanów-Rabka Zdrój (15,8km, 410m podejść, 19 GOT)

Gorce
Dzień 9: Rabka Zdrój-Studzionki (27,4km, 1290m podejść, 40 GOT)
Dzień 10: Studzionki-Krościenko nad Dunajcem (20,2km, 570m podejść, 26 GOT)

Beskid Sądecki
Dzień 11: Krościenko nad Dunajcem-Przehyba (12,5km, 1050m podejść, 23 GOT)
Dzień 12: Przehyba-Schronisko 'Cyrla' (23km, 900m podejść, 32 GOT)
Dzień 13: Schronisko 'Cyrla'-Czarny Potok (22,9km, 830m podejść, 32 GOT), z oszustwem Czarny Potok-Krynica (4,4km, 170m podejść, 6 GOT)

Beskid Niski
Dzień 14: Krynica-Regietów (28,5km, 1220m podejść, 40 GOT)
Dzień 15: Regietów-Bartne (19,6km, 740m podejść, 27 GOT)
Dzień 16: nic :)
Dzień 17: Bartne-Kąty (22,6km, 830m podejść, 30 GOT)
Dzień 18: Kąty-Nowa Wieś (19,3km, 700m podejść, 26 GOT)
Dzień 19: Nowa Wieś-Rymanów Zdrój (18,3km, 840m podejść, 26 GOT)
Dzień 20: Rymanów Zdrój-Przybyszów (24,9km, 770m podejść, 32 GOT), z oszustwem w Puławach Górnych (1,5km, 110m podejść, 2 GOT)
Dzień 21: Przybyszów-Duszatyn (18,7km, 490m podejść, 23 GOT)

Bieszczady
Dzień 22: Duszatyn-Cisna (23,3km, 1060m podejść, 33 GOT)
Dzień 23: Cisna-Smerek (17,8km, 830m podejść, 26 GOT)
Dzień 24: Smerek-Chatka Puchatka (12,9km, 900m podejść, 21 GOT)
Dzień 25: Chatka Puchatka-Ustrzyki Górne (11,3km, 590m podejść, 17 GOT)
Dzień 26: Ustrzyki Górne-Wołosate (21,9km, 930m podejść, 31 GOT)

Może jakaś minirelacja na koniec?
A proszę bardzo (jednak nie mogłem się powstrzymać):

Beskid Śląski

Dzień 1: Ustroń-Ustroń Polana (7,8km, 420m podejść, 12 GOT)
Jak ktoś mógł zauważyć, dzień najkrótszy (nie licząc dnia kondycyjnego), co wynikło z faktu, że dopiero popołudniem przyjechaliśmy do Ustronia z Warszawy. Mimo to Marta prawie się wycofała* ze względu na naprawdę dziki upał połączony z podejściem na Równicę, które jak ktoś był, to wie, jakie jest.


Oficjalna kropka startowa
*może nie z całej wyprawy, ale z dnia 1.

Dzień 2: Ustroń Polana-Przełęcz Łączecko (16,3km, 1110m podejść, 27 GOT)
Dzień jak dzień, ale osiągnięciem (którym będę się jeszcze długo chlubił) był nocleg na dziko w Beskidzie Śląskim! Okazuje się, że niedaleko Przełęczy Łączecko znajduje się duża polana (na pewno czyjaś), która zaraz za krzakami kryje drugą, mniejszą polankę, w sam raz na schowanie się z namiotem.

Tu co prawda widok na pierwszy dzień (i Równicę (884m)), ale z dnia drugiego.

Dzień 3:Przełęcz Łączecko-Węgierska Górka (29km, 1000m podejść, 39 GOT)
Jeden z trzech naszych faktycznie dłuższych dni na GSB. Przy okazji mimo że Beskid Śląski uważam ze względów historyczno-rodzinnych za 'swój', to nie pamiętam jakoś grzbietu Magurki Radziechowskiej-a warto, bo ładny.

Główny grzbiet Beskidu Śląskiego i (S)krzyczne (1257m), najwyższy szczyt tegoż.

Beskid Żywiecki (Żywiecko-Orawski)

Dzień 4: Węgierska Górka-Hala Rysianka (16,1km, 1090m podejść, 27 GOT)
Ciekawostka z tego dnia: jedyne na GSB miejsce z łańcuchami*! Co prawda chyba dwoma na krzyż i średnio potrzebnymi, ale zawsze! Takie cuda czekają śmiałków na trawersie Romanki, którym pewnie prawie nikt poza zdobywcami GSB nie chodzi, bo i po co, skoro można wejść na szczyt. A jednak po coś jest, bo poza wyżej wymienionymi atrakcjami idzie się przez malowniczą Halę Wieprzską.


Tu akurat widok z Hali Rysianka na Małą Fatrę, ale też było fajnie.

Ponadto tego dnia mieliśmy najlepszy na wyjeździe widok na Tatry-nie, żeby punkt widokowy na Hali Rysiance był tak dobry (choć jest niezły), ale potem pogoda i/lub widoczność nie rozpieszczały.
*osoby, które cały czas chciały się tylko tego dowiedzieć, mimo wszystko zapraszam do czytania dalej, choć wasza ciekawość może być już zaspokojona.


Dzień 5: Hala Rysianka-Przełęcz Głuchaczki (21,2km, 840m podejść, 29 GOT)
Z dnia wynotować należy jedno z bardziej stromych miejsc na całym szlaku-podejście na Studenta (935m)* z Przełęczy Glinne (809m). Natomiast z nocy zdecydowanie więcej, bowiem skuszeni drogowskazami do bacówki zdecydowaliśmy się zejść kawałek na nocleg do Bacówki "Viktoria K". I cóż... nie chciałbym jakoś zanadto marudzić, ale dyplomatycznie mówiąc bacówka (a zwłaszcza jej właściciel**) nie każdemu przypadnie do gustu. Pewna lampka ostrzegawcza mogłaby zapalić się, gdyby wpadły nam w ręce reklamy bacówki, wysławiające na pierwszym miejscu porządek i czystość. Nie są to oczywiście rzeczy same w sobie złe, ale gdy ktoś podporządkowuje im wszystko inne, w tym gości, efekty mogą nie zachwycać. Polecam*** miłośnikom mocnych (ale czystych i schludnych!) wrażeń, na własne ryzyko.
Pilsko (1557m) przy ładnej pogodzie na pocieszenie.

*co z tego, że mam namyśli jedynie kilkunastometrowy odcinek. Stromo było, że hej!
**o ile nie zmienił się przez ostatnie 6 lat, a gdzieś w internecie słyszałem plotki, że bacówka w ogóle już nie funkcjonuje, więc tak właściwie w ogóle nic nie musi tu być aktualne.
***naprawdę napisałem to słowo? Ehm... może lepiej "otwarcie nie zniechęcam"?


Dzień 6: Przełęcz Głuchaczki-Markowe Szczawiny (11km, 700m podejść, 18 GOT)
Dzień (po wyniesieniu się czym prędzej z bacówki) powitał nas niemiłym deszczem i miłym śniadaniem w bazie namiotowej Głuchaczka SKPB Katowice. Dzień ogólnie deszczowy i niemrawy, z dużą chęcią spania w schronisku, co zresztą uczyniliśmy.


Pocieszenia już nie ma: autentyk z Bacówki "Victoria K"

Dzień 7: Markowe Szczawiny-Hala Krupowa (16,9km, 1070m podejść, 27 GOT)
Od rana trwały spekulacje, jaka będzie pogoda na Babiej*. Prognozy pokazywały, że będzie może i nie różowo, ale przynajmniej miało nie padać. Skończyło się zwyczajowym gradobiciem na szczycie i ucieczką w popłochu na Przełęcz Krowiarki (1012m), skąd do schroniska na Hali Krupowej doczłapaliśmy starając się powoli wyschnąć...
Tak było. A właściwie to dużo gorzej.

*Babia Góra (1725m), najwyższy punkt na GSB i w ogóle w Polsce poza Tatrami. Zwana też królową niepogody, nie bez powodu.


Dzień 8: Hala Krupowa-Jordanów (16,4km, 280m podejść, 19 GOT)
Po poprzednich dwóch-trzech dniach byliśmy dość zmęczeni, dlatego bez większego zawahania uznaliśmy, że odcinek Jordanów-Rabka Zdrój (15,8km, 410m podejść, 19 GOT*) jednak oszukamy i podjedziemy busem, zwłaszcza, że nasz znajomy, który wcześniej przeszedł ten odcinek twierdził, że jako pierwszy kwalifikuje się do takiego oszukiwania bo nie ma tam nic ciekawego, a zgubić się łatwo. By poczuć ten klimat, wystarczył nam odcinek Bystra-Jordanów, gdzie szlak czasem wypatrzyć było ciężko, jak również czekała nas (to akurat była całkiem dobra atrakcja) przeprawa przez Skawę**.



Tędy idzie szlak. Były ładniejsze zdjęcia tego dnia, ale w celach dokumentacyjnych musiało się to tu znaleźć.
*dane te dotyczą obecnego przebiegu GSB. Podczas naszego przejścia (2012) szlak był wytyczony nieco inaczej i odcinek ten miał 12,4km i ok. 300m podejść, za to dobra połowa z tego była po asfalcie, a druga (akurat zbieżna z obecnym przebiegiem) po krzakach.
**wg niektórych podań powinien być tam mostek, którego jednak zupełnie nie stwierdziliśmy.


Gorce

Dzień 9: Rabka Zdrój-Studzionki (27,4km, 1290m podejść, 40 GOT)
Drugi z trzech naszych rzeczywiście długich dni na GSB. Właściwie myśleliśmy o nocy na Turbaczu, ale że tego schroniska jakoś nie wielbimy i mieliśmy jeszcze trochę sił, uznaliśmy, że damy radę przejść do Stacji Turystycznej "Studzonki". Zaniepokojeni naszym późnopopołudniowym zrywem goprowcy zadzwonili nawet tam z prośbą potwierdzenia naszego przyjścia, gdy tylko tam będziemy. Było jednak warto dojść, bo poza tym, że miejsce jest przemiłe, mogliśmy pograć w (bardzo twórcze, cokolwiek kto przez to rozumie) karty ze spotkanymi jeszcze na Hali Krupowej wojskowymi (pozdrawiamy!).


Pogoda nie rozpieszczała-tu na przykład typowa gorczańska łąka.

Dzień 10: Studzionki-Krościenko nad Dunajcem (20,2km, 570m podejść, 26 GOT)

Dzień jak dzień, jednak skuszeni zdjęciami z naszego przewodnika zachciało nam się naleśników w bazie namiotowej na Lubaniu. Naleśniki niezłe, ale czas oczekiwania też słuszny. Inna informacja praktyczna*: w Krościenku na mapie mieliśmy zaznaczone dwa pola namiotowe, jedno na zachodzie miasta, drugie raczej na północy, nad Dunajcem. Otóż pierwsze nie działało, ale drugie tak. Co się jednak nachodziliśmy, to nasze.


Pogoda rozpieściła nieco bardziej, ale widok na Tatry jaki był, taki był.
*może być 3 razy przeterminowana.

Beskid Sądecki

Dzień 11: Krościenko nad Dunajcem-Przehyba (12,5km, 1050m podejść, 23 GOT)
Jakoś trudno napisać mi tu coś odkrywczego poza tym, że przy schronisku na Przehybie spotkaliśmy najpiękniejszego w swej brzydocie psa na wyjeździe!

Beskidosądecki galimatias górski na Przełęczy Przysłop



Dzień 12: Przehyba-Schronisko 'Cyrla' (23km, 900m podejść, 32 GOT)
Chyba pierwszy dzień, gdzie nie mam jakiegoś szczególnego komentarza. Ot, szliśmy.
 
Widok z Radziejowej. Szału nie było, ale przynajmniej było widać Pieniny.
Dzień 13: Schronisko 'Cyrla'-Czarny Potok (22,9km, 830m podejść, 32 GOT)
Dzień jak co dzień... aż do Jaworzyny Krynickiej, kiedy opadły nas stragany, centrozaury i hordy dzikich turystów. Jako że następnego dnia miała nas opuścić Marta, a chcieliśmy się wieczorem trochę nacieszyć, oszukaliśmy po raz drugi i pojechaliśmy busem z Czarnego Potoku do Krynicy, oszczędzając 4,4km i 170m podejść (6 GOT).



Tu również walory dokumentacyjne przewyższyły estetyczne. Ale może się komuś spodoba, że są dinozaury...?

Beskid Niski

Dzień 14: Krynica-Regietów (28,5km, 1220m podejść, 40 GOT)
Beskid Niski. Ojej, jak tu pusto!
Beskid Niski sercu bliski

Poza tym trzeci z trzech naszych rzeczywiście długich dni na GSB, zakończony brawurowym wbiegnięciem o zachodzie słońca (i zbiegnięciem po) na Kozie Żebro (847m), nomen omen men najwyższy szczyt w Beskidzie Niskim na GSB.

Dzień 15: Regietów-Bartne (19,6km, 740m podejść, 27 GOT)
Dalej pusto!
Wspomniany niżej szczyt Rotundy.
Oczywiście turystów, w tym zorganizowane grupy*, spotykaliśmy nie raz, ale jest w tych górach pewna bezludność, a wynikające z niej spokój i cisza przenikają wszystko.

*zwłaszcza na szczycie Rotundy (771m), który ze względu na odnowiony cmentarz wojenny mogę jak najbardziej polecić.


Dzień 16: Bartne-Bartne (0km, 0m podejść, 0 GOT)
Dzień kondycyjny, czy jak kto woli senno-leniwo-przepierkowy. Z mlekiem prosto od krowy!


Zdjęcie jak zdjęcie, ale to jedyne wykonane tego dnia.


Dzień 17: Bartne-Kąty (22,6km, 830m podejść, 30 GOT)
Dzień, w którym zaczęły nas ścigać burze. Burza tego dnia dogoniła nas w Magurskim Parku Narodowym i choć udało się przed nią uciec i skryć w wiacie pod Kolaninem (706m), to ucieczka kosztowała nas nieco nerwów i Marianna została nawet lekko ranna*.
Typowa wiata ratunkowa
*przeżyła.

Dzień 18: Kąty-Nowa Wieś (19,3km, 700m podejść, 26 GOT)
Drugi atak burzy. Teraz dosięgła nas na stokach Garbu*, ale tym razem nie do końca udało nam się uciec-dokumentnie przemoczeni wparowaliśmy do pustelni św. Jana z Dukli, gdzie spotkaliśmy... pustelnika (zaskoczenie)!!! Pustelnik jak to pustelnik, wolałby mieć ciszę i spokój, ale miłosierdzie nakazywało mu przyjąć zmoczonych podróżnych i nawet poczęstować czekoladą. Koniec dnia to zaś nocleg (niemal) pod mostem w Nowej Wsi.


Nie może być relacji z Beskidu Niskiego bez cerkiewki, więc oto jest-w Chyrowej.
*trochę się zastanawialiśmy, czy to burza, czy dźwięki z pobliskiego kamieniołomu, ale jak nas zlało, to się dowiedzieliśmy.


Dzień 19: Nowa Wieś-Rymanów Zdrój (18,3km, 840m podejść, 26 GOT)
Trochę się działo: odbyło się zdobycie Matterhornu Beskidu Niskiego*, nastąpił trzeci (ale bardzo niezdarny i spóźniony) atak burzy i wieczorne uroczyste zjedzenie kani znalezionych na stokach wspomnianego Matterhornu. Na grzybach, gdyby ktoś się pytał, nie znam się ani trochę, ale jestem człowiekiem wierzącym, więc uwierzyłem, że Marianna się zna. Jak dotąd** żyjemy.

Matterhorn (4478m)

*Cergowa (716m)
**stan na 1.09.2018


Dzień 20: Rymanów Zdrój-Przybyszów (24,9km, 770m podejść, 32 GOT)
Jeżeli ktoś naprawdę* weryfikuje podane tu odległości, zauważy, że brakuje ok. 1,5km i 110m podejść, czyli ze 2 GOTy. Nastąpiło bowiem trzecie (i ostatnie) oszustwo na szlaku, gdyż w Puławach Górnych ścięliśmy nieco szlak podjeżdżając wyciągiem, na co po przejściu ładnych paru kilometrów po asfalcie przy narastającym upale mieliśmy dużą ochotę. Poza tym odnotować należy bardzo ładne i odludne pasmo Bukowicy, miłego miejscowego poznanego na szczycie Tokarni (777m), który prawie nas nie postraszył niedźwiedziami, ale jednak tak, i nocleg we wtedy jeszcze** opuszczonym Przybyszowie.
Pasmo Bukowic. Tam są buki.

*w co wątpię
**obecnie Google twierdzi, że jest tam już chatka, więc tak dziko już może nie jest, ale pewnie dalej jest przyjemnie.



Dzień 21: Przybyszów-Duszatyn (18,7km, 490m podejść, 23 GOT)
Późnym popołudniem w Komańczy (oficjalnym początku Bieszczadów) dołączyła do nas Marcysia, siostra Marianny. Ponadto kolejny raz warty odnotowania jest nocleg w Duszatynie: po pierwsze ze względu na udaną próbę żebrania po innych turystach, jako że zabrakło nam jedzenia (spóźniliśmy się do sklepu w Komańczy), po drugie ze względu na kolejną burzę, podczas której odnotowałem cały jeden piorun, za to na tyle blisko, że aż poczułem drgania ziemi w namiocie.


Wschód Beskidu Niskiego. Tam nie ma nic.

Bieszczady

Dzień 22: Duszatyn-Cisna (23,3km, 1060m podejść, 33 GOT)
Dzień niby długi, całkiem ładny, ale jakiś taki nieszczególny. Albo może po ponad 20 dniach chodzenia nadzwyczajność okolicy stała się nieco zbyt zwyczajna? Inna rzecz, że zachodnia część polskich Bieszczadów również nie należy do gór zbyt ludnych ani uczęszczanych, więc poza chodzeniem rzadko coś się dzieje...

Typowa bieszczadzka polana w okolicach Wołosania (1071m)

Dzień 23: Cisna-Smerek (17,8km, 830m podejść, 26 GOT)

Dzień trochę krótszy, ale jakoś nieszczególny jak powyższy (na pewno wpływ na to miało to, że grzbiet Jasła schodziłem już któryś raz i ile można), nie licząc chyba najzimniejszej nocy spędzonej w namiocie na polanie koło Smerka (wsi)

Równie typowa bieszczadzka przestrzeń

Dzień 24: Smerek-Chatka Puchatka (12,9km, 900m podejść, 21 GOT)
Ostatnie dni również nie dostarczyły nam zbyt wiele przygód, za to bardzo dobrą pogodę i równie piękne widoki na Bieszczady i Karpaty Ukraińskie. Inna rzecz, że chyba nie rozumiem zachwytów nad Chatką Puchatka. Znana jest z pięknego położenia, surowych warunków i gospodarza, i o ile pierwsze dwie rzeczy również bardzo mi się podobają, to gospodarza jakoś nie zapamiętałem, a ile razy bym w Chatce nie był, obsługa zawsze wydawała mi się mrukliwa, a czasem nawet nieuprzejma. Na szczęście wynagradzają to inni współśpiący.


Niewątpliwą zaletą spania na połoninie jest możliwość oglądania takich zachodów.
Niewątpliwą zaletą spania na połoninie jest możliwość oglądania takich wschodów.

Dzień 25: Chatka Puchatka-Ustrzyki Górne (11,3km, 590m podejść, 17 GOT)

Dzień krótki, ładny, bez przygód. Z naciskiem na ładny, być może nawet z najlepszą widocznością na wyjeździe. Spaliśmy w legendarnym Barze "Kremenaros", którego archaiczne i nieco sypiące się pokoje chciałem skomentować*, a tu okazuje się, że w 2015 roku przeszedł generalny remont i jest tam już podobno całkiem do życia.
Gniazdo Tarnicy

*ogólnie do samego baru nic nie mam-obsługa w porządku, jedzenie też, ale pokoje miały swój sypiący się anty-klimat.



Dzień 26: Ustrzyki Górne-Wołosate (21,9km, 930m podejść, 31 GOT)
Dzień ładny, bez przygód...

Połonina Bukowska, a za nią Bieszczady Wschodnie na Ukrainie. Przed wojną szlak szedł jeszcze dalej ok. 250km przez m.i. Bieszczady, Gorgany i Czarnohorę, ale dziś kończy się mniej więcej tutaj...


...a tak naprawdę to nie, bo ukończyliśmy Główny Szlak Beskidzki!
Szacunek dla zdobywców, a misiów w szczególności!




POSTSCRIPTUM PICTUM OFFTOPCRIPTUM:

Parę słów o trudach blogowania na przykładzie powyższego wpisu. Wpis powyższy powstawał zdecydowanie najdłużej ze wszystkich dotychczasowych, choć najdłuższy wcale nie jest i nie miał taki być. Blogspot niestety ma kiepskie mechanizmy zapisywania roboczo postów, przez co pewnego razu w wyniku bliżej nieznanego błędu niemal gotowy post został skasowany. Oczywiście można tworzyć post gdzieś indziej a potem przeklejać, ale formatowanie tego zdecydowanie nie lubi. Zresztą, formatowanie na blogspocie w ogóle chyba nie lubi ludzi. Nie ma lekko.

Autor po przejściu szlaku, gdy wyszedł na niego gładko ogolony. Albo po zakończeniu edycji tego posta, gdy zaczynał go pisać zdrowy psychicznie.

Komentarze

Popularne posty