Gran Paradiso (4061m), droga normalna z Rifugio Chabod
| Od lewej: Becca di Montandayne (3838m), Piccolo Paradiso (3926m), Gran Paradiso (4061m). Trasa wiedzie lodowcem po prawej. |
Jest to pierwszy tego typu post na tym blogu, dlatego kilka słów wprowadzenia: będę tu umieszczał bardziej praktyczne opisy dróg, które udało mi się przejść. Co prawda może się zdarzyć, że w internecie będzie już mnóstwo podobnych informacji (jak tutaj), ale prawem sentymentu dołożę swoje.
Pełna relacja z całego wyjazdu dostępna TU.
Trudności: bez kopuły szczytowej F, z nią PD-, I/II UIAA
Dla kogo:
Pierwszy wypad na większą górę z lodowcem.
Nasze wrażenia: byliśmy tam z bratem po tym, jak pół roku wcześniej odbyłem w Tatrach kurs turystyki wysokogórskiej (który skądinąd polecam). Brat-nie. Nie mieliśmy żadnych doświadczeń lodowcowych czy zimowo-tatrzańskich, jedyne co ratowało nas przed pełną amatorką to jakie-takie ogólne ogarnięcie górskie i minimalne obycie wspinaczkowe. Jak na takie doświadczenie trasa była w sam raz.
![]() |
| Orientacyjna trasa wejścia (www.kompass.de) |
O górze:
Gran Paradiso (zwany również Dziadkiem) leży w Aplach Graickich i jest jedynym czterotysięcznym masywem leżącym w całości na terenie Włoch. Jest popularnym celem początkujących zespołów ze względu na:
- łatwość drogi podstawowej;
- bliskość masywu Mont Blanc-jako aklimatyzacja przed tym bardziej honornym celem.
Rifugio Chabod jest położone na północny wschód od szczytu na wysokości 2750m i jest obok Rifugio Vittorio Emanuele II jednym ze standardowych punktów wypadowych na Gran Paradiso. Dojść do niego najprościej z miejscowości Pont (wejście łopatologiczne, do góry zakosami), choć my doszliśmy do niego od północy przez Colle Ovest (3295m), łącząc wejście na Gran Paradiso z kilkudniowym trekkingiem, co z jednej strony polecam, z drugiej przejście przez wspomnianą przełęcz jest źródłem osobnych problemów (patrz stosowna relacja, dzień 4).
| Rifugio Chabod |
Co do samego schroniska, jest to pewien standard alpejski. Koszt noclegu <50 EUR (z czego +- połowa to wyżywienie). na polskie standardy oczywiście to drogo, z drugiej strony noc w schronisku to niewątpliwy komfort, a i można nosić mniej rzeczy. Ponadto jedzenie, jak na Włochów przystało, jest bardzo dobre (przynajmniej obiady, bo południowcy rzadko jedzą treściwe śniadania, nawet w górach). Dobrze jest nocleg wcześniej zarezerwować-popularność góry chyba rośnie, i jakkolwiek za naszego wejścia tłumów nie było, to rezerwacja się przydała. Co do alternatyw to słyszałem, że godzinę drogi od schroniska w kierunku Dziadka są dobre miejsca pod namiot, ale o tym przeczytacie pewnie gdzie indziej.
Czas wejścia: 14.09.2011
Subiektywna ocena trudności:
Droga jest zwykle polecana dla lodowcowych żółtodziobów i... bardzo słusznie! Zwłaszcza później w sezonie (sierpień-wrzesień) szczeliny są widoczne z pół kilometra i raczej trudno coś sobie zrobić. Jedyne trudności techniczne pod szczytem, ale proste i obite (za to w niemałej ekspozycji).
| Lodowiec pod Gran Paradiso |
Opis drogi z subiektywną relacją:
Ze schroniska wyraźną ścieżką na lodowiec, na który wchodzi się powyżej 3000m. Ten okazał się być faktycznie bezproblemowy, szczeliny bardziej niż widoczne i dające się bez problemu obejść lub przeskoczyć, tylko jedna z nich wymagała wspięcia się około metr na drugą krawędź, co dostarczyło nam pewnych emocji, ale technicznie trudne nie było. Dalej lodowiec wchodzi na garb w masywie (ok. 3700m), śniegu coraz więcej, ale szczelin mniej. Z garbu idzie się w lewo wprost pod sam szczyt, powyżej 4000m.
| Trudności widziane ze szczytu: kamień za turystą trzeba obejść od strony widocznej ściany. |
I dopiero tu zaczynają się właściwie trudności. Niewielkie, bo niewielkie, ale zawsze. Sam szczyt jest kamienisty, przed wejściem na kamienie w zależności od warunków można rozważyć zdjęcie raków. My zdjęliśmy-choć kilka pierwszych kamieni było nieco oblodzonych, ale potem się z naszej decyzji cieszyliśmy. Po kamieniach wychodzi się paręnaście metrów w górę na grań, gdzie znów po kilkunastu metrach w lewo czeka nas wierzchołek Madonna, który poznać można po (uwaga!) Madonnie* (zaskoczenie!). Tu właśnie następuje jedyny fragment wspinaczkowy-krótki i prosty trawers (II), na którym można (bo są haki) i warto (bo jest kilkaset metrów pod stopami) się przyasekurować. Zejście drogą wejściową.
*nie byliśmy świadomi, że wierzchołek ten jest 3m niższy od najwyższego, który znajduje się dalej na grani (choć są tu pewne kontrowersje). Dojście tam wymaga ominięcia wierzchołka Madonna i przejście dość stromym polem śnieżnym, chociaż technicznie też nie jest to zbyt trudne.
Sprzęt:
Standardowy zestaw lodowcowy, 3 ekspresy (jeśli jakimś cudem nie byłoby ich w zestawie lodowcowym)
Drogi alternatywne:
Równie popularna i nieco prostsza droga biegnie z Rifugio Vittorio Emanuele II. Różni się z grubsza tym, że zaczyna się ciut wyżej i omija najbardziej uszczelinioną część lodowca, biegnąc po morenie, by na wysokości ok. 3700m połączyć się z drogą z Rifugio Chabod.
Czego się nauczyliśmy (czyli subiektywny spis popełnionych głupot, których nie powtarzajcie):
- Lepiej sobie przypomnieć jak się wiązać na lodowcu zanim się na niego wejdzie. Można zaoszczędzić przynajmniej pół godziny bezładnego szpejenia.
- Słońce na 4000 we Włoszech smaży. MOCNO! Od czasu tej wyprawy smarowaliśmy się kremem jak pomyleni na każdym przyszłym postoju na lodowcu. Przynajmniej pamiętaliśmy o okularach z dobrym filtrem-ich brak mógłby mieć dużo poważniejsze konsekwencje.
- Posłużę się tu parafrazą pytania do Radia Erewań: "Czy można wziąć na lodowiec 60m liny pojedynczej ważącej 4kg, uwzględniając fakt, że idzie się na tygodniowy trekking i wyjście na lodowiec następuje tylko jednego dnia?". Odpowiedź: ""Można. Ale po co?"

Komentarze
Prześlij komentarz