Góry na Ukrainie FAQ
Tu miały nastąpić pewne rutynowe wynurzenia autora o sensie tego bloga, ale postanowiłem tego jednak wszystkim oszczędzić. W skrócie: odzew po wpisie o GSB, nieco większy niż zwykle, był całkiem pozytywny i nie-wprost zasugerowany został pomysł podobnych wpisów o innych górach.
| Połonina Piszkonia, jedno z (nielicznych) łąkowatych pasm Gorganów. |
Jako że ostatnio napisałem dwie relacje z tego kraju, a w najbliższym czasie akurat więcej nie planuję, naturalnym wyborem jest opisanie górołazstwa w Karpatach ukraińskich. Na Ukrainie byłem łącznie 6 razy (w latach 2007, 2009, 2010, 2012, 2013 i 2017), z czego 5 razy w górach, z czego 4 razy w Karpatach* (ostatnio w 2013), w których odwiedziłem Bieszczady Wschodnie, Borżawę**, Gorgany (dwukrotnie) Czarnohorę i Świdowiec. Chodzenie tam po górach ma swoją specyfikę-kraj jest w miarę cywilizowany, ale (górsko) bez przesady. Wyjazd tam w góry, choć wymaga oczywiście dodatkowego czasu na dojazd, nie jest specjalnie trudny, choć ktoś, kto jeszcze tego nie robił, może czuć się niepewnie. Jak dla GSB przygotowałem więc odpowiedzi na najczęściej*** zadawane pytania.
*Tu pozostawiłbym to jako (niezbyt zabawną) zagadkę, jakie jeszcze są
góry na Ukrainie. Podpowiedź: obecnie innych niż Karpaty de facto nie
ma, ale kilka lat temu jeszcze były.
**Akurat ten wyjazd nie należał do najszczęśliwszych i stwierdzenie, że 'byłem w Borżawie' jest częściowo na wyrost.
**Znowu przez siebie, ale
gdyby ktoś miał jakieś spoza tej listy, to chętnie odpowiem, post nie krowa i można go zmieniać. Czy jakoś tak.
Czy poniższe informacje w ogóle są aktualne?
Pytanie zasadne o tyle, że ostatnio w Karpatach ukraińskich byłem 5 lat temu, ale moją odpowiedzią jest: większość tak, jak sądzę. Co prawda sam widziałem różne -przeważnie drobne- różnice między wyjazdami wcześniejszymi i późniejszymi*, ale jakichś rewolucji nie było. Od tego czasu miało miejsce trochę zawirowań politycznych i jedna (ciągle niestety trwająca) wojna, ale działania wojenne maja miejsce koło 1000km od opisywanych gór, a zawirowania polityczne nie były też jakieś drastyczne. Ukraina w każdym razie ostatnio raczej nie wzbogaciła się znacząco, a rejon Karpatów również pewnie specjalnie nie zbiedniał-jest to bowiem jeden z najbiedniejszych regionów Ukrainy**, więc dużo zbiednieć i tak już nie mógł. Nieco się oczywiście mogło pozmieniać-a to powytyczano więcej szlaków, zwłaszcza w najpopularniejszych pasmach, a to wyremontowano/wybudowano nowe schrony, a to zdewastowano stare, a to łatwość transportu się zmieniła, może wprowadzono jakiś nowy niewiele znaczący przepis, ale co do zasady znacznych zmian bym się nie spodziewał.
| Kosówka, zwłaszcza w Gorganach, jest zawsze aktualna. |
*Tutaj chociażby flagowy przykład formalny: kiedyś (na pewno jeszcze 2010 roku, choć wtedy przepis ten już był traktowany mniej poważnie) wjeżdżając na Ukrainę trzeba było wypełnić specjalny świstek, którego trzeba było przez cały wyjazd bardzo dokładnie pilnować, bo był konieczny do bezproblemowego wyjazdu. W 2012 roku już tego problemu nie było. Inny przykład: co się nastaliśmy na granicy w 2007 roku wyjeżdżając z Ukrainy, to nasze, normą było kilka godzin. Później jednak wprowadzono przepis zezwalający na maksymalnie 180 przekroczeń granicy rocznie (!) i kolejki dla ruchu pieszego drastycznie się zmniejszyły.
**Zaznaczę to ze względu na dość głęboko u nas zakorzeniony stereotyp, że im bardziej na zachód, tym rozwojowo lepiej. W wypadku Ukrainy, ze względu na przemysł i inne czynniki jest dokładnie na odwrót. A przynajmniej przed obecną wojną tak było.
Jak się tam dostać? I czym się przemieszczać na miejscu?
Jeśli chodzi o dojazd na samą Ukrainę, to zacznę od dygresji, że wydaje mi się, że to jest punkt, który przez ostatnie lata najbardziej się zmienił, ale zdecydowanie pozytywnie. Kiedyś standardowym sposobem dostania się na Ukrainę był przejazd w jakikolwiek sposób do Przemyśla (najczęściej pociągiem), potem busikiem na granicę do Medyki, przejście pieszo przez granicę i dalej marszrutką* do Lwowa, gdzie albo zostajemy chwilę pozwiedzać (Warto! przez duże W), albo ruszamy dalej, gdzie nas akurat zaniesie. Ewentualnie z kilku miast odchodziły 1-2 razy dziennie autobusy do Lwowa, czasem do Iwano-Frankiwska/Stanisławowa/jak-zwał-tak-zwał. Teraz działa to podobnie, tylko że powyższych autobusów jest DUŻO więcej. Obecna fala migracji zarobkowej do Polski robi swoje i do Lwowa na ten przykład z Warszawy jeżdżą autobusy co godzinę, a z większości większych miast (jeśli nie wszystkich) da się dojechać bezpośrednio i do Iwano-Frankiwska/itd.
| Lwowski Dworzec Główny, reprezentacyjny jak na dworzec główny we Lwowie przystało. |
Natomiast co do przemieszczania się po samej Ukrainie, opcji jest kilka. Najpopularniejszą na niedługie trasy między miastami i miasteczkami metodą transportu są marszrutki, ewentualnie autobusy. Czasem nie mają rozkładu, ale jednak dość często go mają i nawet daje się znaleźć w internecie, co jest przydatne przy planowaniu dojazdu do jakiejś przysłowiowej** dziury. Niemniej między nieco większymi miejscowościami jeżdżą względnie często. Podaję kilka losowo zgooglanych stron z rozkładami:
| Typowa marszrutka w Osmołodzie (marszrutka druga z lewej) |
Inną metodą są pociągi i jest to często bardzo dobry pomysł. Ukraińskie koleje, choć raczej ubogie, działają bardzo dobrze, zaskakująco punktualnie i jeżdżą po większości istniejących na Ukrainie linii, jeśli nie na wszystkich. To dość istotne w kontekście tego, że Karpaty przecina kilka ciekawych linii kolejowych, warto więc sprawdzić, czy jakiś pociąg nie jest nas w stanie przewieźć bezpośrednio w góry, choćby na jakimś odcinku. Da się w ten sposób dojechać w Bieszczady Wschodnie, Borżawę, Świdowiec czy Czarnohorę i pewnie jeszcze kilka innych pasm. Pociągi są przy tym bardzo, czasem wręcz idiotycznie, tanie. Pewnym mankamentem jest to, że są one dość powolne. Co do bardziej praktycznych wskazówek-pociągi długodystansowe jeżdżą głównie nocą i potrzebna jest rezerwacja miejsca (w szczególności bilet trzeba mieć zanim się wsiądzie), za to dostępne są wagony sypialne o zróżnicowanym standardzie***. Pociągi lokalne funkcjonują podobnie jak u nas, za to niezależnie od rodzaju pociągu, do zakupu biletu w kasie potrzebny jest paszport. Można to sobie jednak w wypadku pociągów dalej-bieżnych ułatwić kupując bilety przez internet, podaję kilka losowo zgooglanych adresów:
| Zróżnicowany standard wagonu sypialnego na przykładzie standardu najniższego w 30-sto stopniowym upale. |
Wreszcie-samochód. Własny na pewno daje największą swobodę, ale patrząc na ukraińskie drogi, a zwłaszcza na kierowców, wydaje mi się to opcją jedynie dla ludzi, którym nie szkoda samochodów i nerwów****. Jeżeli cudzy, to niestety Ukraina nie należy do państw dobrych dla autostopowiczów. Nie to, że jest to niemożliwe, bo nawet raz w ten sposób podróżowałem, ale jednak Ukraińcy na stopa biorą niechętnie i zakładanie, że 'przecież się coś złapie' może skutkować bardzo długim oczekiwaniem. Będąc w miastach, zawsze jednak znajdzie się chętny do podwózki taksówkarz, nierzadko szybciej, niż zdążymy o nim pomyśleć. Ceny nie są oczywiście niskie, ale jest to najszybszy i najwygodniejszy sposób dojazdu, więc podróżując w grupie w nietypowe miejsca może to być opłacalne, zwłaszcza w wypadku presji czasu.
| To co prawda nie Karpaty, ale też Ukraina. Można się spodziewać wszystkiego jeżdżącego wszędzie. |
*Dla każdego, kto był w krajach bloku wschodniego termin jest oczywisty, natomiast pozostałym tłumaczę, że chodzi o busik, który ma jakieś przystanki albo nie i jeździ zgodnie z jakimś rozkładem albo i nie, ale zawsze wtedy gdy się zapełni.
**Z tą przysłowiowością za bardzo bym jednak nie przesadzał.
***Najtańsze, czyli płackarty, są zawsze przygodą, jednak ze względu na cenę dość szybko się wyprzedają.
****Wspomnienie własne: jadąc raz marszrutką z granicy do Lwowa przysypiałem nieco, w pewnym momencie okazało się jednak, że nie tylko ja. Kierowca już jechał na czołowe zderzenie z nadjeżdżającym z naprzeciwka, kiedy w ostatniej chwili oprzytomniał i pojechał chwilę po lewym poboczu, mało nie przejeżdżając stojących tam ludzi. Na nikim nie zrobiło to jednak szczególnego wrażenia.
Gdzie spać?
W górach zdecydowanie najczęściej śpi się w namiocie, głównie ze względu na to, że innych opcji nie ma. Szczęśliwie większość gór na Ukrainie jest półdzikich albo dzikich, więc problem w rodzaju 'tu się nie można rozbić, bo to czyjeś pole/własność' zasadniczo nie występuje i rozbijać się można niemal wszędzie. Niemal, bo teoretycznie nie zawsze można się rozbijać w parkach narodowych, których w Karpatach ukraińskich kilka jest. Na przykład w okolicach głównego grzbietu Czarnohory teoretycznie nie można. Piszę jednak 'teoretycznie', gdyż w praktyce po pierwsze strażnicy parkowi rzadko to kontrolują, po drugie* nawet przyłapanie rzadko kończy się potrzebą przeniesienia obozu, zazwyczaj jedynie dodatkową, nieformalną opłatą.
| Typowy nocleg na połoninie w Bieszczadach Wschodnich (nie próbujcie tego w Polsce). |
Kolejna dobra wiadomość dotyczy aspektu hydrologicznego-w tej części Karpat opadów jest dość sporo, dużo jest więc również źródeł, które występują nawet na względnie dużych wysokościach. Jeżeli ktoś chciałby wybrać miejsce na noc z dostępem do wody, zazwyczaj nie będzie problemu ze znalezieniem takiego, choć warto zawczasu przestudiować pod tym kątem mapę bądź poszukać informacji w internetach.
| Strumyk ilustracyjny. |
Na koniec o innych miejscach noclegowych, i nie mówię o dolinach, gdzie jakiś pensjonat, hotelik czy cokolwiek innego zazwyczaj się znajdzie. Otóż w samych górach dużo infrastruktury noclegowej nie ma, ale jakaś jest i warto z niej skorzystać, jeśli jest ku temu sposobność. W ostatnich latach pojawiło się kilka 'schronisk samoobsługowych'-występują takie na przykład między Howerlą i Pietrosem w Czarnohorze czy między Parienką i Grofą w Gorganach i standardem zdecydowanie wykraczają poza coś, co można by nazwać po prostu schronem, które też można swoją drogą gdzieniegdzie napotkać, jak choćby tuż pod Howerlą. Wspomnieć tu też powinienem o sławnej Chacie u Kuby w Czarnohorze-sam nie byłem, bo było zbyt wcześnie w sezonie, jednak przynajmniej jej sława do mnie dotarła i jeżeli do ciebie, czytelniku, jeszcze nie dotarła, to dotrzeć powinna.
| Wspomniane schronisko pod Grofą, Gorgany. |
Niewykluczone, że przez ostatnie lata powstało więcej wspomnianych obiektów, niewykluczone, że jakieś jeszcze powstaną, ale co do zasady i tak jest ich niewiele w porównaniu do powierzchni gór. Co więcej, nie wiem, jak ma się sprawa w mniej uczęszczanych pasmach, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tam bez namiotu nie obejdzie się już w ogóle.
*Tego nie robiłem, choć słyszałem.
Są w ogóle jakieś szlaki/inna infrastruktura?
Na pytanie, w kontekście infrastruktury noclegowej, zacząłem już zasadniczo odpowiadać. Dla kompletności dodam-czy raczej napiszę bardzo explicite-o stronie żywieniowej: po wsiach oczywiście kupi się dużo, w górach co najwyżej ser od pasterzy*, o ile jacyś się znajdą w okolicy. Jeśli chodzi o szlaki to od dobrych kilku lat w co bardziej popularnych regionach (Gorgany, Świdowiec, Czarnohora) szlaki są porządnie znakowane**, zarówno te stare i zapomniane jak i zupełnie nowe. Im mniej popularne góry, tym mniej szlaków, zazwyczaj jednak są i w wielu przypadkach da się zaplanować trasę polegając jedynie na nich. Dalej jednak ich siatka jest dużo rzadsza niż na przykład u nas, a jako że góry są rozległe i ciekawe, nieraz warto bądź wręcz trzeba będzie skorzystać ze ścieżki, która jeszcze tego chwalebnego statusu się nie dorobiła bądź w ogóle przejść jakiś fragment na dziko, warto więc mieć mapę i kompas. Wśród ścieżek nie zawsze oznakowanych szczególnie zaszczytna wzmianka dotyczy byłej granicy polsko-czechosłowackiej, która, choć nie zawsze przebiega tamtędy szlak, to ze względu na ogólne wydeptanie i oznakowanie słupkami granicznymi zawsze można ją uważać za jakąś nieformalną formę szlaku.
| Przykład infrastruktury w Gorganach z silnymi wpływami lokalnymi, niestety jest to rzadki okaz. |
*Tu sam sobie jednak przeczę, bo czasem zdarzą się też inne przypadki. Na jednym z wyjazdów udało się zamienić u spotkanego zbieracza jagód puszkę konserwy mięsnej na 2kg jagód.
**Co ciekawe, ponoć głównie przez Czechów, w mniejszym stopniu przez Polaków i Ukraińców.
Czy to dużo kosztuje? Jak z walutą?
W skrócie: nie, w porządku. Ukraina nigdy do drogich krajów się nie zaliczała, a jako że jej zachód jest jej biedniejszą częścią, bardzo sprzyja to wszelkim wyjazdom 'budżetowym'. Co do waluty: walutą jest hrywna ukraińska (UAH), warta obecnie (11.2018) jakieś 14 groszy*. Na pytanie 'czy brać na wymianę euro czy dolary' najlepszą odpowiedzią jest chyba 'wszystko jedno', przy granicy albo we Lwowie bez problemu można też po dobrym kursie wymienić złotówki. Ostatnio, ze względu na coraz większą emigrację, hrywna jest też coraz bardziej dostępna w polskich kantorach i również po coraz lepszych cenach. Koniec końców zdobycie hrywien ani nie jest problemem, ani nie jest zbyt drogie.
| Typowa (za)karpacka wieś. Bogato nie jest, ale jakoś się żyje. |
*Nieco wymowny jest spadek wartości hrywny przez ostatnie lata: na początku wieku była warta ponad 70 groszy, w latach, kiedy różne wyprawy autora miały miejsce (poza ostatnią, czyli 2007-2013) warta była koło 40 groszy.
A jak z językiem?
Właściwie nawet nieoczywistym jest pytanie, jakiego języka używa lokalna ludność, bo chociaż językiem urzędowym jest ukraiński, Ukraina jest realnie dwujęzyczna. Będąc na ten przykład przy pewnej okazji w Kijowie wcale nie mieliśmy wrażenia, by ukraiński jakoś wyraźnie górował nad rosyjskim. Co do zachodniej Ukrainy, to jednak jest ona zdecydowanie ukraińskojęzyczna. To o tyle dobra wiadomość, że o ile opanujemy alfabet (który od rosyjskiego różni się pewnymi detalami, o których warto zawczasu poczytać), to jest duża szansa, że językowo 'damy radę'. Ukraiński, choć gramatycznie jako język wschodniosłowiański jest dość zbliżony do rosyjskiego, pod względem słownictwa ma duże wspólne przecięcie z polskim. W praktyce przy odrobinie samozaparcia da się prawie zawsze dogadać na zasadzie 'ja po polsku, ty po ukraińsku', może i nieco trudniej niż np. ze Słowakami*, ale zdecydowanie łatwiej niż z Rosjanami. Znajomość rosyjskiego może jednak pomóc-duża część Ukraińców włada nim biegle, a na pewno dobrze go rozumieją, choć nie zawsze lubią, o czym zresztą będzie co nieco przy kolejnym pytaniu.
| Jeżeli umiesz to przeczytać, możesz śmiało jechać. Jeśli nie, to też warto. |
*O ile Słowacy mówią jednak po słowacku, a nie po ukraińsku.
Czy tam jest bezpiecznie?
Co do meritum, nie mam tu wiele do przekazania poza ogólnikowym 'tak, mniej więcej jak u nas'. Pytanie można jednak rozbić na pod pytania o bezpieczeństwo, na każde mogę odpowiedzieć uspokajająco.
1. Jak tam z przestępczością?
Przestępczość pospolita*, jak podają statystyki, jest na Ukrainie nieco wyższa niż u nas (i nie jest to zaskoczenie), ale jest wyższa w ramach tej samej skali-okradzionym/pobitym jest być nieco łatwiej, ale nie wydaje się, by trzeba było jakichś ponadstandardowych środków ostrożności. Tyle w miastach, wsie natomiast wyglądają bardzo podobnie do naszych, żyją tam zwykle ludzie coraz starsi i raczej nigdy nie czuliśmy się tam w żaden sposób niebezpiecznie, wręcz przeciwnie.
| Trochę się zastanawiam, co właściwie miałem na myśli wstawiając to zdjęcie bieszczadzkiej rudery pod akapitem o przestępczości, ale pozostawię tę kwestię wschodzącym gwiazdom sztuki interpretacji. |
2. Czy nas tam lubią?
Temat, o którym można by doktorat napisać (i pewnie niejeden napisano), ale nie wchodząc w meandry stosunków polsko-ukraińskich powiem tylko, że jako Polacy jesteśmy w czołówce najbardziej przez Ukraińców lubianych nacji**. Sympatia ta ma pewnie różne przyczyny i trudno mi orzec, na ile jest głęboka, w każdym razie-faktycznie jest. Nieraz zdarzyło się, że słysząc o naszym pochodzeniu jakieś starsze panie wdawały się w miłą pogawędkę. Owszem, jest nieco nacjonalistycznych radykałów, dla których jesteśmy ciemiężącymi 'Polskimi panami', ale jest to raczej margines, który choć okresami głośny, spotkać twarzą w twarz podobnie trudno, co u nas. Z drugiej strony ani dla nich, ani dla nikogo na Ukrainie nie jesteśmy wrogiem nr 1. Żaden z moich znajomych nie miał nigdy nieprzyjemności z powodu bycia Polakiem (a przyjemność czasem była), za to jeden kolega, który mówił po rosyjsku, otrzymał na zachodniej Ukrainie pytanie o narodowość rosyjską i miałby nieprzyjemności, gdyby odpowiedział twierdząco. Warto zaznaczyć, że było to latem 2013 roku, jeszcze przed obecnym konfliktem na wschodzie Ukrainy.
| Tu akurat wiem, że miałem na myśli przykład przyjaźni polsko-ukraińskiej! |
3. Czy tam czasem nie ma wojny?
Właściwie już wyżej odpowiedziałem na to, ale powtórzę innymi słowami. Niestety, jest. Na szczęście, działania wojenne odbywają się o 1000km od Karpat, więc ma wpływ raczej na tematy rozmów i sytuację ekonomiczną miejscowych, natomiast nie na bezpieczeństwo.
| Jeden z licznych śladów dużo starszej wojny, Gorgany. |
*Nie będę pisał o różnego rodzaju przestępczości gospodarczej, tutaj rozjazdy są pewnie większe, ale turyści raczej nie muszą się tym bezpośrednio przejmować.
**Nie jest to z pewnością zbyt wiarygodny sposób podawania źródeł, ale gdzieś to naprawdę wyczytałem!
Są jakieś mapy?
Są! I należy je wziąć! Ze względu na coraz większą popularność Ukrainy wśród górołazów wszelkiej maści mapy tamtych terenów zaczęły wydawać współczesne wydawnictwa*. Kiedy jeszcze takich map nie było, albo mamy do czynienia z mniej popularnym terenem, niezmienną pomocą są mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego z lat 30-tych, nieznacznie jedynie zaktualizowane. Z map tych nie dowiemy się raczej zbyt wiele o lokalnej infrastrukturze poza ogólnym położeniem dróg i wsi i dawnych szlaków, nie wszystkie dane dotyczące roślinności będą też aktualne (połoniny na Ukrainie, jako że mało obecnie zagospodarowane, mają tendencję do zarastania), natomiast mapy te w bardzo wiarygodny sposób odwzorowują rzeźbę terenu i są wielką pomocą, gdy ktoś chce przejść jakiś odcinek na dziko. Mapy WIGu są nieco trudniej dostępne niż te współczesnych wydawnictw, ale za to tanie. Dla zupełności powinienem jeszcze wspomnieć o radzieckich mapach sztabowych, które stanowią pewnego rodzaju alternatywę dla WIG-ówek, jednak zwykle gorszą.
| Kolega Michał profesjonalnie eksponujący egzemplarz WIG-ówki. |
*Choćby mój ulubiony Compass, ale nie tylko.
Jakie tam są właściwie góry? Gdzie jechać?
W końcu pytanie konkret. Nie poczuwam się do rozpisania nawet skróconego przewodnika po ukraińskich Karpatach, zwłaszcza, że byłem jedynie w kilku miejscach, a tych wartych przejścia jest dużo, dużo więcej. Pozwolę sobie jedynie na skrócony opis: na Ukrainie jest sporo pasm podobnych naszym standardowym, zalesionym Beskidom, jednak to, co najciekawsze to pasma z dużymi połoninami, w zależności od wysokości i stopnia zakamienienia podobne do Bieszczadów, przerośniętych Bieszczadów, Babich Gór czy nawet trochę do Tatr Zachodnich. Wszystkie je jednak łączy duża większa dzicz niż u nas, w mniej popularnych pasmach objawiająca się też mierną infrastrukturą szlakowo-turystyczną. Poniżej przedstawiam mocno niekompletną* listę co bardziej popularnych pasm górskich na Ukrainie, którą ktoś może się zainspirować, gdyby szukał celu następnej wyprawy. Kolejność z grubsza z północnego zachodu na południowy wschód.
| Bonusowe zdjęcie Popadii (1740m), Gorgany |
1. Bieszczady Wschodnie (byłem)
Mógłbym napisać, że wyglądają jak Bieszczady, ale cóż-to po prostu SĄ Bieszczady. I wyglądają jak nasze, z takimi może drobnymi różnicami, że na Ukrainie zamiast kilku mniejszych połonin (jak u nas) jest jedna wielka, na Ukrainie nie ma parku narodowego**, no i w Ukraińskich zdecydowanie nie ma tłumów. Byliśmy tam z bratem w 2007 roku, więc od tego czasu góry te na pewno zyskały na popularności, ale idąc przez główną połoninę w lecie spotkaliśmy tylko jedną grupę turystów, nomen omen z Polski. Ta połowa Bieszczadów zawiera również najwyższy szczyt całości-Pikuj (1408m), który dzięki swemu położeniu na wschodnim krańcu połoniny jest znakomitym punktem widokowym. Dojazd, mimo bliskości granicy, nie jest zbyt szybki ani najprostszy. Do Sianek na jednym końcu da się dotrzeć pociągiem, na drugi koniec trzeba zwykle nieco bardziej pokombinować.
| Pikuj (1408m) w (raczej bliskiej) oddali |
2. Połonina Równa (nie byłem)
Położona lekko na południowy zachód od Bieszczadów Wschodnich, czasem wręcz do nich zaliczana, jest zwykle również dobrze widoczna z Polski. Główny masyw (1482m) wieńczy wielka, płaska połonina, skąd zapewne wzięła się nazwa. Poza urokami samego pasma, różne relacje zachwalają też dojazd-najpierw, jak w Bieszczady Wschodnie, do Sianek, potem zaś trzeba się przesiąść na kolejkę Zakarpacką, będącą wielką atrakcją samą w sobie.
| Główny grzbiet Połoniny Równej po prawej, po lewej Ostra Góra (1405m). Widok z Polski z masywu Tarnicy. |
3. Beskidy Skolskie (nie byłem)
Góry na przedłużeniu Gór Sanocko-Turczańskich. W większości niezamieszkane, stanowią dobry pomysł dla poszukiwaczy dziczy (jest tam zresztą park narodowy). W większości są zalesione, więc walorów widokowych nie ma tyle, ile gdzie indziej, ale podobno jest też kilka szczytów z łąkami na szczytach. Dochodzą do 1362m (Magura).
| Trochę jednak oszukałem, bo Beskidów Skolskich świadomie nie widziałem, niemniej gdzieś tam w oddali pewnie są (widok z Polski z okolic Halicza). |
4. Borżawa (trochę byłem, ale bez szału)
Położona (z polskiego punktu widzenia) za powyższymi i przy dobrej widoczności też widoczna z Polski. Kawał pięknej połoniny na kilka dni chodzenia z dogodnym dojazdem, np. pociągiem do Wołowca. Można ją podzielić na dwie części: główną i wyższą (Stij, 1692m) oraz może i niższą, ale ponoć bardzo urokliwą Połoninę Kuk.
| Jedno z ramion głównego masywu Borżawy. |
5. Gorgany (byłem)
Rdzeń ukraińskich Karpat. Pasmo o bardzo dużej powierzchni (na ich w miarę całościowe zejście myślę, że 2 tygodnie, a nawet więcej, nie byłyby przesadą), o ciekawych polskich akcentach historycznych i dużej różnorodności. Znajdą się miejsca i bardzo popularne turystycznie z całkiem dobrze wyznakowanymi szlakami (np. rejony Popadii/Grofy czy Sywuli), i zupełnie dzikie, najwyższe szczyty (do 1836m-Sywula Wielka) generalnie przypominają skupisko kilkunastu Babich Gór, choć są i podpasma o innym, bardziej łąkowym charakterze (np. Piszkonia, Połonina Czarna). No i dużo kosodrzewiny. Ktoś ponoć twierdził, że przy idealnej widoczności też widać niektóre szczyty z Polski, ale trzeba przyznać, że widoczność musi być NAPRAWDĘ dobra.
| Typowe Gorgany widziane z Popadii: Parienke (1737m), Grofa (1741m) i wiele innych. |
6. Świdowiec (byłem)
Położona na południe od Gorganów jedna z większych łąk, jakie w życiu widziałem. Góry przy tym dość wysokie, trzecie najwyższe na Ukrainie, dochodzące do 1881m (Bliźnica Wielka). Dojazd względnie dogodny (np. pociągiem). Kombinacja wspomnianych wyżej czynników powoduje, że góry te są dość popularne, i nie ma się co dziwić.
| Świdowiec z Połoniny Czarnej w Gorganach. |
7. Czarnohora (byłem)
Najwyższe pasmo górskie na Ukrainie, jako jedyne przekraczające 2000m n.p.m. (dwutysięczników jest całe 5, najwyższy-Howerla, 2061m). Góry co do charakteru przypominają nieco złagodzone Tatry Zachodnie. Ale tylko nieco. Pasmo nie jest zbyt rozległe (na jego przejście wystarczą 3-4 dni), dojazd jest podobny jak do Świdowca (z którym graniczy od zachodu). Oczywiście też jedne z najpopularniejszych gór na Ukrainie i zdecydowanie nieprzypadkowo.
| Główny grzbiet Czarnohory. W chmurach Howerla (2061m) |
8. Marmarosze (nie byłem)
Masyw na południe od Czarnohory. W większości położony jest już na terenie Rumunii, choć jest też na tyle rozległy, że i dla Ukrainy sporo zostało, a dokładniej dwa podpasma graniczne-Góry Rachowskie (drugie najwyższe pasmo na Ukrainie, do 1938m (Pop Iwan Marmaroski)) oraz nieco niższe Czywczyny (do 1769m-Czywczyn). W charakterze wydają się*** łączyć w sobie wybitność szczytów podobną Czarnohorze z łąkowatością Świdowca, natomiast ludzie relacjonują o nich jako kolejnych wyjątkowo urokliwych górach. Popularniejsza wydaje się strona rumuńska, choć i ukraińska jest ponoć bardzo atrakcyjnym celem, przejście od tej strony wymaga jednak dopełnienia pewnych formalności ze względu na bliskość granicy.
| Małe oszustwo, bo widok na Marmarosze od strony rumuńskiej z Gór Rodniańskich, ale co tam. Ładne są. |
*Brakuje na pewno Gór Sanocko-Turczańskich, Połoniny Krasnej, Połoniny Hryniawskiej i nie tylko. Trudno mi jednak powyższe opisywać, skoro nie widziałem dobrze nawet ich widoku.
** Co jest raczej zaletą: noc w namiocie na połoninie z biegającymi wokół półdzikimi końmi jest doświadczeniem bezcennym.
***Na moje, nie zawsze odpowiednio wprawne, oko.
Komentarze
Prześlij komentarz