Przypadki Tatrzańskie I (zima 2014): Dolina Cho(ł)cho(ł)owska


Ktoś mógłby zadać pytanie (w tej roli znów chwilowo ja): no dobra, chodziliśmy gdzieś tam po Alpach, a co z Tatrami (zimą i nie tylko)? Cudze chwalicie, swego nie łoicie?

No właśnie.

Poza kursem turystyki wysokogórskiej nad Morskim Okiem w 2011 roku w ogóle nie byłem zimą w Tatrach*. Mój wspaniały brat (i jak łatwo zauważyć-najczęstszy partner) tak samo z tą różnicą, że nie był nawet na kursie. Sytuacja była dość dziwaczna, bo większość osób po takich kursach chodzi, owszem, po Tatrach, ale Alp się zwykle trochę boi. Bo lodowce, bo wysoko, wielko i straszno. My zaś na odwrót - Alpy jak najbardziej, ale te Tatry zimą takie lawiniaste, zimne i straszne... Mają one jednak te cechę, że są blisko i wiadomo było, że kiedyś trzeba je będzie odczarować**.

Pierwsza taka okazja nadarzyła się na samym początku 2014 roku. Jarek akurat miał czas, znajomości z KTE TRAMP akurat miały się dobrze, więc wybraliśmy się w czwórkę po przygodę tuż po rozpoczęciu nowego roku, jeszcze z lekkim kacem. Na dobre złego początki obraliśmy na cel okolice Doliny Chochołowskiej. Tu zaczyna się akcja dramatu.

*Do początku 2014 roku, jak można się domyślić z tytułu wpisu.
**Jakoś nie było okazji do tej pory, to wytłumaczę się tu. Nasze dokonania tatrzańskie, czy nawet czasem taternickie nie były ani liczne, ani jakieś bardzo spektakularne, ale też mogą potomnym posłużyć przykładem i rozrywką, więc uznałem, że taka nieco zbiorcza forma relacji jakoś ujdzie.

*****

Autorum bloggum quid ego ascenditur przedstawia

DRAMAT
w II aktach

Dolina Cho(ł)cho(ł)owska


AKT I (1-3.01.2014)
W którem śmiałkowie szturmują Dolinę po raz pierwszy, lecz nie ostatni.

Mapy ponownie nieświdomie sponsorowane przez kompass.de

OSOBY DRAMATU:
Autorum Bloggum
Jarosław
Kuba
Łukasz (aka Typowy Prezes)
Opis Przyrody
Niezmordowany dokumentator
Wołowiec
Wiatr
Inni nieoczekiwani bohaterowie

SCENA I
W której śmiałkowie, wyruszywszy chwilę po 14, dochodzą do schroniska.

Typowy początek doliny

ŁUKASZ (do Kuby): Doszedłeś już?
KUBA: Nie, jeszcze idę...
OPIS PRZYRODY: Pogoda piękna, jedynie lekko chmurami piętra wysokiego zaburzona, ptaszki śpiewają, mrówki biegają. Śnieg niewielkiemi płatami na ziemi zalega, a słońce-jak to w styczniu-powoli zachodzi. Niezaładowana dubeltówka wisi nad kominkiem.
AUTORUM BLOGGUM: Tatry ładnymi górami są. Ale ile można iść?
JAROSŁAW: Dwie godziny. Dwie godziny podziwiania jednego z najcenniejszych przyrodniczych cudów naszej ojczyzny. Dwie godziny rześkiego powietrza napełniającego nasze płuca. Dwie godziny dziewiczej kontemplacji. Dwie godziny przebywania na terytorium Wspólnoty Leśnej Uprawnionych Ośmiu Wsi. Dwie godziny...
AUTORUM BLOGGUM: ... wchodzenia nóg tam, gdzie je nie proszą.
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Słońce zachodzi przed 16-mniej więcej, gdy wszyscy dochodzą do schroniska.
WOŁOWIEC: MUUUUUUU!!!!

"MUUUUUU!!!!"

SCENA II
W której śmiałkowie wybierają się na Starorobociański Wierch.

Na zdjęciu wspomniany wyżej, 2176m

CHÓR OPISU PRZYRODY I NIEZMORDOWANEGO DOKUMENTATORA: Wyjście następuje tuż przed 7 rano. Jest I stopień zagrożenia lawinowego (śnieg w ilościach niedużych, bardzo stabilny*), pogoda wydaje się ładna. Śmiałkowie kierują się w Dolinę Jarząbczą i bez większych problemów wchodzą na Trzydniowiański Wierch (1758m). Witają przy tym po kolei słońce
KUBA: Cześć!
AUTORUM BLOGGUM: Witaj!
ŁUKASZ: Czołem!
JAROSŁAW: Kluski z rosołem!
WIATR: Wiuuuuuuu!

(wiatr nie przestaje wyć-wśród śmiałków następuje konsternacja)

ŁUKASZ: To tak już zostanie?
JAROSŁAW: Nie wiem, przekonajmy się.

(wszyscy zakładają raki i zaczynają iść w kierunku Kończystego Wierchu (2002m)

WIATR: HULU HULU!


KUBA: No to się rozhulał...
ŁUKASZ: Na Nanga Parbat było już lepiej!
KUBA: Przecież ty nie byłeś na Nanga Parbat...?
AUTORUM BLOGGUM: Jak nie przestanie tak wiać, to niebawem nas tam wywieje.
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Kończysty Wierch, godzina 9:45. Śmiałkowie, niezmordowani jak ja, idą dalej na Starorobociański Wierch.
OPIS PRZYRODY: Wiatr wcale nie zelżał ALE O RANY JAK TU PIĘKNIE!


WIATR: WIUCHU WIUCHU! SRUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!
CHÓR OPISU PRZYRODY I NIEZMORDOWANEGO DOKUMENTATORA: Wiatr wieje w trybie ciągłym, a śmiałkowie chwieją się coraz bardziej. Niemniej chwilę przed 10:30 wchodzą na szczyt (2176m).


WIATR: UAUAUUAAUAUAUAAUAUAUAUAUAUAUAUAUAUAUAUA! NAPIE#####DALU**! AGGGGGRHHHARAHATAJHJATTFGFAAAA!!!!
ŁUKASZ: O Kurczę, ale wieje!
KUBA (trzymając się kurczowo wbitego czekana): Dziękuję, postoję. Albo i nie...
AUTORUM BLOGGUM: (nic nie mówi. Wiatr wpycha mu wszystkie słowa z powrotem)


JAROSŁAW: O, Bystra!

Bystra (2248m)

NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Rozpoczyna się zejście. Śmiałkowie dochodzą na Gaborową Przełęcz Wyżnią, skąd skręcają w kierunku Ornaku. Przystają na herbatę.
ŁUKASZ: Cholera! Wylałem na siebie herbatę i zamarzła***!
OPIS PRZYRODY: Wiatr za granią nieco osłabł, zaczęło się też chmurzyć.


JAROSŁAW: Do Doliny Starorobociańskiej. Żywo!
AUTORUM BLOGGUM: A może dupozjazd?
CHÓR WSZYSTKICH POZA WIATREM: Świetny pomysł!


KUBA (po tym, jak bez rękawiczek śpieszył na początek dupozjazdu, ale nie zdążył ich założyć, bo zjechał kilka metrów na śniegu): URRRWA!
ŁUKASZ: Spokojnie, do wesela się zagoi...
KUBA: (nieco teatralnie się wykrawiając): Noż ja p#####e! U####m sobie rękę!
AUTORUM BLOGGUM: Można by o tym napisać piosenkę****.
JAROSŁAW: No trudno. Schodzimy!
OPIS PRZYRODY: W Dolinie Starorobociańskiej drzew zwalonych wiele, gdyż kilka tygodni temu wiało jak skór wiele.


NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Do schroniska śmiałkowie docierają chwilę po 14.  Nie zwlekają, zaczynają pić.
WOŁOWIEC: Muuuuuuuuu!

Typowy wieczór typowego prezesa

SCENA III
W której śmiałkowie wybierają się na Wołowiec

Na zdjęciu wyżej wspomniany, 2063m

JAROSŁAW: Idziemy na Grzesia!
ŁUKASZ, KUBA I AUTORUM BLOGGUM: Idziemy na Grzesia!
ZRANIONA RĘKA KUBY (do Kuby): Nigdzie nie idziesz!
KUBA: Hmkmnsdnnmn no nie idę. Cholera.
ŁUKASZ (śpiewając): Nie płacz, gdy odjadę...
KUBA: Sp####alaj.
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Śmiałkowie wychodzą znów koło 7 i po godzinie z hakiem stają na Grzesiu (1653m).
OPIS PRZYRODY: Wędrowców przywitała pogoda jakby ciut gorsza, ale dalej dobra. Jest więcej chmur, ale wiatr zelżał. Dalej jednak hula lekki zefirek, to przepędzający, to naganiający chmury. Szczyty do zdobycia są jednak niższe niż wczoraj: na wierzchołkach Grzesia i Bobrowca właściwie nie ma śniegu, choć wędrowcy tęsknią za tarzaniem się w nim.

Wspomniany Bobrowiec (1663m) bez śniegu pierwszy z lewej.

NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Śmiałkowie po kolejnej godzinie meldują się na Rakoniu (1879m).


WOŁOWIEC: MUUUUUU!!!!
JAROSŁAW: DO ATAKU!!!!
WOŁOWIEC: Muuuu?
JAROSŁAW, ŁUKASZ, I AUTORUM BLOGGUM: AAAARRRRGH!
WOŁOWIEC: (mlaska z niesmakiem)
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Śmiałkowie gramolą się pod górę. W końcu, koło 10:15 są.
JAROSŁAW: Jesteśmy!

Jestem zwycięzcą.

Oficjalne zdjęcie szczytowe

WOŁOWIEC: (ziewa)
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Po jakże emocjonującej połowie godziny na szczycie Wołowca śmiałkowie zaczęli zejście. Najpierw w kierunku Rakonia, później bezpośrednio do Wyżniej Doliny Chochołowskiej.
OPIS PRZYRODY: Pośród stromizn i śniegu, trudów i znoju, karawana pnie się w górę.


 NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: I tylko dupozjazdu żal, że odbył się tak późno.
OPIS PRZYRODY: Ja już nie mam nic do powiedzenia, możesz mówić dalej.
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Schronisko śmiałkowie osiągnęli po 12:30, wyszli w drogę powrotną przed 14. Szczęśliwi. Kurtyna.


*Łukasz z Kubą bezpośrednio przed wyjazdem byli na kursie (lawinowym albo jakimś takim). Jako część kursu planowano wywołać kontrolowanie lawinę, co jednak się nie udało mimo usilnych starań.
**Oficjalna siła wiatru ok. 1,1 Popaiwana (patrz RELACJA, dzień 3).
***Cytat akurat autentyczny
****zobacz też: Kult, "Jatne"

AKT II (15-16.02.2014)
W którem do doliny wraca jeden śmiałek, którym jest, o zgrozo, Autorum Bloggum, tym razem jednak zaproszon przez Magdę razem z Piotrem i Marcinem. Autor bronił się przed szturmem doliny po raz drugi jak mógł, wskazując na inne możliwe cele, jednak w argumentacji tej poległ.


OSOBY DRAMATU:
Autorum Bloggum
Magda
Piotr
Marcin (który nic podczas dramatu nie powie, ale tam był!)
Opis Przyrody
Niezmordowany Dokumentator
Wołowiec
Jan Paweł II
Inni nieoczekiwani bohaterowie

SCENA I
W której śmiałkowie znów wybierają się na Wołowiec

Już wspomniany po wielokroć, 2063m

OPIS PRZYRODY: Pogoda piękna, słoneczna, sielankowa. Bardziej na lans i bans niźli na poważną górksą wyprawę. Śniegu jakby więcej niż ostatnio.



NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: I trójka lawinowa. To, w połączeniu z godziną 10:20 na parkingu na Siwej Polanie sprawia, iż śmiałkowie postanawiają iść na razie tylko Grzesia, a dalej się zobaczy.
AUTORUM BLOGGUM (przez godzinę i 40 minut): Przeklęta nudna dolina!
WOŁOWIEC: (odpędza muchy ogonem)
MAGDA, PIOTR I MARCIN: Góry! Jak tu pięknie, jak tu biało, jak tu ekstra!
AUTORUM BLOGGUM: Ile można?
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Śmiałkowie dochodzą do schroniska o 12 i już po pół godziny wychodzą dalej na szlak, znaną trasą na Grzesia.
AUTORUM BLOGGUM (z miną teatralnie nadąsaną, choć całkiem radośnie pod nosem): Ale śniegu przynajmniej coś jest... O! Zaspa! (tarza się)
CHÓR MARCINA I PIOTRA: Na Grzesia!
MAGDA: Łiiiiiiii!
AUTORUM BLOGGUM (odgrzebując się z zaspy): Moment!


WOŁOWIEC: MuuuuMuuu MUUUU!!!
NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Grześ zdobyty razem z całkiem sporym tłumkiem tuż przed 14. Śmiałkowie zostają tam koło 20 minut by zrobić słit focie i trochę się polansować.

Lansfota z Grzesia

CHÓR MARCINA I PIOTRA: Na Rakoń!
MAGDA: Łiiiiiii!
AUTORUM BLOGGUM (ślizgając się, bo nie chciało mu się ubrać raków): Moment!
CHÓR NIEZMORDOWANEGO DOKUMENTATORA I OPISU PRZYRODY: Rakoń zdobyty koło 15:30. Śmiałkowie spoglądają śmiało na Wołowiec. Jest trójka lawinowa, ale śnieg jest przede wszystkim w dolinach, na grani jest go mało i jest twardy, wywiany.
CHÓR MARCINA I PIOTRA: Na Wołowiec!
MAGDA: Łiiiiiii!
AUTORUM BLOGGUM (zahipnotyzowany Babią Górą na horyzoncie): Moment!

Widok co prawda z Grzesia, ale pewnie ujdzie.

WOŁOWIEC: MMMMUUUUUUU!!!!
OPIS PRZYRODY: Podejście staje się strome. Pogoda zmienia się nieznacznie, acz zauważalnie. Zaczyna wiać, ale nie jakoś przesadnie mocno, tyko tak jak zwykle. Jak na Nanga Parbat, ale da się iść.


NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Szczyt osiągnięty koło 16:20, widoczność dobra, a na pewno lepsza, niż ostatnio. Autorum Bloggum jest zadowolony.
AUTORUM BLOGGUM: Ładnie tu...

 
CHÓR MARCINA I PIOTRA (Lansując się i bansując): Na schabowego w schronisku!
MAGDA: Łiiiiiii!

Magda i jej zadowolenie

AUTORUM BLOGGUM: To mnie przekonuje.
OPIS PRZYRODY: Dzień kończy się przepiękną biało-niebiesko-czerwoną paradą barw.


NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Wszyscy wracają cali i zdrowi, choć już kawałek po zachodzie słońca.
JAN PAWEŁ II: Zawór do tego hydrantu znajduje się na podeście na III piętrze.



SCENA II
W której śmiałkowie Kulawcem wchodzą na Trzydniowiański Wierch i się obijają, po czem wracają.

Na zdjęciu wspomniany wyżej, 1758m

NIEZMORDOWANY DOKUMENTATOR: Dzień był tak leniwy, że aż ciężko komentować.
JASKÓŁKA BALBINA: Spróbuję więc ja. Śmiałkowie wyszli ze schroniska koło 8:30 i przy podobnej pogodzie co dzień wcześniej zaczęli drapać się do góry Kulawcem.
OPIS PRZYRODY: Pogoda jednak była nieco inna, bo żar lał się z nieba, wzywając każdego do zatrzymania się i rozpoczęcia opalania.

Autorum Bloggum, który zapomniał okularów przeciwsłonecznych.

JASKÓŁKA BALBINA: Śmiałkowie, mimo licznych postojów, stanęli na szczycie przed 11 i niedługo później zaczęli wracać. O której dotarli na parking, nie wiadomo.


WOŁOWIEC: Mu.

Jest moc!

SCENA III
W której nic się nie dzieje

NIEZAŁADOWANA DUBELTÓWKA ZNAD KOMINKA: Pif paf!
WOŁOWIEC: Przecież jesteś niezaładowana.
NIEZAŁADOWANA DUBELTÓWKA ZNAD KOMINKA (dusząc w sobie złość): No dobra...

Komentarze

Popularne posty