Similaun (3606m), droga normalna (zachodnia grań)
Przy wyjeździe w Ötztal założyliśmy sobie trzy cele główne. Pierwszy z nich, Similaun, był może najniższy i najmniej ambitny*, niemniej miał dużą zaletę post factum- został zrealizowany. Dlatego choć w pewnym momencie zastanawiałem się, czy w ogóle o nim pisać, bo szczyt jest z takich lekkich i przyjemnych gdzie trudności zasadniczo nie ma, to jednak miło mi, że mogę napisać choćby to i opowiedzieć jeszcze o tej skądinąd bardzo ładnej górze.
Relacja z całego wyjazdu dostępna TU (dzień drugi)
*Co nie znaczy, że byle jaki-w końcu był to jeden z trzech celów głównych.
Trudności: F (bezproblemowy lodowiec)
Dla Kogo: Dla każdego, kto wie (choćby w teorii) jak chodzić po lodowcu.
Nasze wrażenia:
Miły i przyjemny szczyt. Nadaje się w sam raz na rozpoczęcie przygody lodowcowej, bo z jednej strony lodowiec jest, ale z drugiej trudno coś sobie na nim zrobić.
O górze:
Piąta najwyższa góra w Alpach Ötztaskich i siódma w Austrii. Chciałoby się napisać o wybitności góry, ale też nie jest ona zbyt wielka, wynosi bowiem jedynie 259m ze względu na znajdujący się względnie nieopodal i wyższy o 22m Hintere Schwärze*. Jest jednak szczytem bardzo charakterystycznym, z niektórych miejsc (np. ze schroniska) o unikalnej estetyce. Szczyt ma też bardzo dobre walory widokowe (które niestety mieliśmy okazję docenić jedynie częściowo). Razem z łatwą dostępnością szczytu powoduje to, że góra (mimo nie bycia 'naj' w żadnym sensie) jest bardzo popularna. Fakt znalezienia nieopodal góry najstarszej znanej naturalnej mumii** jedynie ową popularność zwiększył.
*Czyż nie piękna nazwa? Swoją drogą najprawdopodobniej wynikająca z tego, że z większości punktów widokowych to 'ten czarny za Similaun'.
**Patrz relacja z wyjazdu, dzień 2, albo w ogóle Wikipedia.
Dojście:
Droga startuje ze schroniska Similaunhütte (a jakże!) położonego tuż przy granicy włosko-austriackiej po stronie włoskiej (choć granica kulturowa jest dużo słabsza, bo to południowy Tyrol). Do schroniska można dojść bez większych problemów zarówno od strony austriackiej, jak i od strony włoskiej:
a) od strony austriackiej (opcja przez nas zrealizowana) idzie się z Vent doliną Niedertal. Wychodzi ok. 1100m łagodnego podejścia i trochę kilometrów, mniej więcej w środku trasy mija się schronisko Martin Busch Hütte, zaś pod sam koniec ociera się o lodowiec Niederjochferner, ale raczej nie ma potrzeby asekuracji. Samego marszu zajęło nam to nieco ponad 4h
b) od strony włoskiej wychodzi się z maleńkiej wioski Vernagt, z brzegów zbiornika wodnego Vernagt-Stausee. Trasa jest (pod względem odległości) ze dwa razy krótsza niż podejście ze strony austriackiej, ale podejść trzeba ok. 1300m, jest więc zdecydowanie stromiej.
| Podejście z Włoch z widocznym zbiornikiem Vernagt-Stausee. |
Czas wejścia: 10.07.2014
Subiektywna ocena trudności:
Raczej brak. Jedyną trudnością 'techniczną' jest lodowiec, który nie jest ani zbyt stromy, ani nie sprawiał wrażenia zbyt uszczelinionego. Grań szczytowa jest dość szeroka i o ile nie ma katastrofy pogodowej, trudno by było z niej spaść.
Opis drogi z subiektywnym komentarzem:
Ze schroniska idzie się na wschód, od razu trafiając na lodowiec Niederjochferner. Lodowiec ten, jak było wspomniane, nie jest ani zbyt stromy, ani prawdopodobnie uszczeliniony. Niedługo przed szczytem przechodzi się na dość szeroką i bezproblemową grań szczytową. O ile nie ma trudnych warunków pogodowych, trudności zasadniczo brak.
| Lodowiec Niederjochferner widziany spod szczytu (Similaunhütte też gdzieś tam jest) |
Sprzęt: Standardowy zestaw lodowcowy.
Drogi alternatywne:
Początkowo wydawało mi się, że nie ma ich wiele, po krótkim sprawdzeniu okazuje się, że jest ich kilka! Opisana tutaj droga (swoją drogą jedyna z Siimilaunhütte, jeżeli nie kombinować za bardzo) jest co prawda zdecydowanie najkrótsza i najprostsza, ale istnieje też kilka innych tras o podobnej trudności (czy raczej łatwości).
Większość wspomnianych tras startuje z Martin Busch Hutte-schroniska mijanego po drodze do Similaunhütte podczas podejścia od strony austriackiej. Jedna z nich zakłada wejście w dolinę obok* i wejście lodowcem Marzellferner na przełęcz Similaunjoch, po czym wejście na Similaun granią od drugiej (wschodniej) strony. Nie mam zbyt dobrych danych o uszczelinieniu lodowca Marzellferner, jednak trasa wydaje się mieć bardzo podobne trudności do wejścia granią zachodnią, nie licząc długości podejścia.
Przedstawiona powyżej trasa nie jest jednak zbyt popularna, gdyż za najciekawszy wariant z Martin Busch Hütte uchodzi szlak przez Marzellkamm - grzbiet oddzielający doliny prowadzące do Similaunhütte i na Similaunjoch. Szlak potrafi ponoć nieco zmęczyć, grzbiet jest bardzo nierówny i dużo trzeba iść w górę i w dół, ale nie ma po drodze trudności technicznych**, zaś ścieżka zapewnia ponoć unikalne wrażenia widokowe. Z grzbietu schodzi się na lodowiec Niederjochferner na wysokości ok. 3100-3200m, ale trasa łączy się z opisywaną drogą przez grań zachodnią dopiero przy faktycznym wejściu na ową grań niedługo pod szczytem.
| Martin Busch Hütte niewidoczne, ale jest w tamtą stronę. Marcelkamm widoczny po lewej stronie. |
Innym, również ciekawie brzmiącym wariantem jest wejście granią południową od strony włoskiej - można ponoć iść z Vernagt, z Vorderkasser lub z Mitterkasser. Trudności techniczne podobno nie są wygórowane (Summitpost donosi, że jest troszkę drapania się po kamieniach, bo jeszcze nie wspinaczki), natomiast droga kondycyjnie zapowiada się dość ambitnie (1900m podejścia). Kompass.de nie pokazuje w tamtym rejonie również żadnej ścieżki, więc może być względnie dziko.
| Wspomniana grań południowa. |
Dla bardziej ambitnych turystów/wspinaczy wrażeń lodowych dostarczyć może północna ściana (55 stopni - ponoć względnie nietrudna, ale już rozpatrywana w kategoriach wspinaczkowych). Podejście jest takie samo, jak z Martin Busch Hütte na Similaunjoch, jedyną różnicą jest to, że zamiast iść na przełęcz i dalej granią wschodnią, próbuje się wejść na szczyt w bardziej bezpośredni sposób.
*obok w stosunku do tej, którą idzie się do Similaunhütte oczywiście.
**Doszły mnie jednak doniesienia, że ze względu na osuwiska trasa została zamknięta kilka lat temu i po jakimś czasie, po stosownej renowacji, ponownie otwarta. Także trudności może nie ma, ale czujność jest wskazana. Jak przy każdej górskiej wycieczce zresztą.
Czego się nauczyliśmy (czyli subiektywny spis popełnionych głupot, których nie powtarzajcie):
Jako że góra nas specjalnie nie doświadczyła, nie mamy jakichś nowych doświadczeń ani przemyśleń. Kto rano wstaje temu góra daje, po prostu.

Komentarze
Prześlij komentarz