Mount Helen (4151m) żlebem północno-zachodnim (Grand Colouir)
Na początku trudno będzie je dostrzec, bo choć niby wiadomo, że góry gdzieś tam są, to okoliczne drzewa, kamienie i jeziora skutecznie odwracają od nich uwagę. Zresztą, nawet i bez tego niektóre szczyty (jak np. najwyższy tam Gannet Peak) są naprawdę dobrze poukrywane. Niektóre jednak nie i okazują się charakterystyczne i całkiem fotogeniczne.
| Mount Helen z bardziej fotogenicznej strony |
Jedną z tych gór jest Mount Helen. A jednym ze sposobów wejścia tam jest żleb północno-zachodni, gdzieniegdzie określany jako Grand Couloir. Cóż można powiedzieć - jest to kawał naprawdę ładnego żlebu!Relacja z całego wyjazdu dostępna TU.
![]() |
| Opisywana trasa na czerwono, na niebiesko - bardzo orientacyjny przebieg drogi 'normalnej'. |
Trudności:
Śnieg 35-45 stopni (jedno źródło twierdzi, że nawet do 50), skalnie 4 klasa wg Johna Muira (I UIAA, jedno miejsce może II). Miejscami krucho.
Dla Kogo:
Przede wszystkim dla wytrwałych, którzy mają czas i chęć wybrać się na takie odludzie. Poza tym każdy, kto w Tatrach poza szlakiem chodził i co nieco w lecie i zimą widział, powinien dać radę.
Nasze wrażenia
Na Mount Helen wybraliśmy się celem aklimatyzacji przed wycieczką na Gannet Peak. Jako taki był to cel świetnie dobrany - bardzo efektowny, blisko od obozu, pozwalający się również technicznie rozgrzać, ale nie przegrzać.
O górze:
Czwarty najwyższy szczyt pasma Windriver (po Gannet Peak, Fremont Peak i Mount Warren) i piąty w stanie Wyoming. Góra znana jest (może nie jakoś bardzo, ale choć trochę) ze swojej imponującej zachodniej ściany i strzelających z niej wież, na których wytyczono kilka ładnych linii wspinaczkowych.
Dojście:
By dostać się pod górę od zachodu, najlepiej podjechać z Pinedale na parking Elkhart Park, skąd dalej prowadzą nas szlaki. Na początku idzie się Pole Creek Trail, potem koło Eklund Lake przechodzi się na Seneca Lake Trail. Po dojściu do wspomnianego Seneca Lake dalej wiedzie nas przez chwilę Indian Pass Trail, ale koło Island Lake (i dużo wcześniej zanim dojdzie się na wspomnianą Indian Pass) skręca się na Titcomb Basin Trail. Nie wiem, ile to łącznie kilometrów, ale dojście zajmuje dwa niezbyt forsowne dni marszu lub jeden bardzo forsowny. Nam zajęło to łącznie około 11h tempem bez przemęczania się. Powinienem odnotować, że podejścia od czasu do czasu są, ale jak na góry jest bardzo płasko.
| Krajobraz zmienia się bardzo, ale można spodziewać się czegoś takiego. Mount Helen widoczna po lewej stronie wśród innych szczytów. |
Po dojściu do doliny Titicom Basin mijamy jeziora, idziemy w górę strumienia i rozbijamy się w dogodnym miejscu pod zachodnią ścianą. Miejsce noclegowe wyborne - dość osłonięte w kotlinie, ze wspaniałymi widokami i wodą tuż obok.
Czas wejścia: 11.08.2016
Subiektywna ocena trudności:
Stromy żleb i trochę łatwego wspinania po miejscami kruchej skale - zasadniczo nic nadzwyczajnego, jeśli ktoś uprawia nieco ambitniejszą turystykę (nie taternictwo!) pozaszlakową w Tatrach. Chociaż jednak jak sobie to i owo przypomnę, to jakieś 1-2 ruchy tuż pod szczytem potrafiły dostarczyć emocji. Żleb pod względem stromizny pewnie dałoby się jakoś porównać do żlebu podszczytowego na Rysach (ale nie pod względem skali, bo ten na Mount Helen jest jednak dużo szerszy i dużo, dużo dłuższy). Nie jest to jednak dla mnie tak proste porównanie, zważywszy na fakt, że żleb na Mount Helen zastałem mocno zmrożony, a pod Rysami za każdym razem kopałem się w śniegu.
| Żleb naprawdę trudno przegapić |
Opis drogi z subiektywnym komentarzem:
Większą część drogi zajmuje oczywiście przejście żlebem. Sam żleb trudno przegapić, natomiast w górnej części ma kilka odnóg, pamiętam o przynajmniej dwóch rozgałęzieniach. Na pierwszym wybór był bardzo prosty, bo prawa odnoga była wąska, stroma i dość zniechęcająca, jeśli ktoś nie szuka trudności*. Kolejne rozgałęzienie było mniej oczywiste, wchodziliśmy odnogą (z dołu patrząc) prawą, a schodziliśmy lewą (wyglądającą na odnogę główną). Generalnie polecam iść odnogą ‘główną’ w lewo. Wyprowadza ona na kamienistą przełęcz, skąd idąc w prawo można łatwym terenem dojść na grań podszczytową. Gdy idzie się odnogą prawą (jak my) śnieg szybciej się kończy, ustępując miejsca wspinaczce bardziej skalnej. Nie jest może specjalnie trudno, ale dość krucho, lepiej robi się dopiero w pobliżu grani.
| Odnoga prawa w górnej części. Trudno nie jest, ale żeby od razu przyjemnie? |
Sama grań do szczytu jest teoretycznie najtrudniejszym technicznie odcinkiem, chociaż nie jest ani zbyt długa, ani jakaś bardzo trudna (4 klasa wg Johna Muira, na moje oko to jakieś I, miejsce za II?).
| Ostatni, kluczowy odcinek grani |
*Nie jestem pewien, gdzie ta odnoga prowadzi, ale chyba a gdzieś między szczyt a wieże strzelające z zachodniej ściany. Można potem
Zejście:
Tą samą drogą. Pewnie można by krajoznawczo próbować schodzić drogą ‘normalną’, ale jest dużo dłuższa, można się jeszcze gdzieś na zejściu zgubić i bym raczej odradzał.
Sprzęt: Raki, czekan, kask i tyle. Lina zbędna.
Drogi alternatywne:
Opisywana droga jest najszybszą i najbardziej chyba narzucającą się drogą na Mount Helen z Titcomb Basin. Nie jest jednak najłatwiejsza. Tak zwana ‘droga normalna’ wiedzie najpierw na przerwę w grani na południe od góry, koło Mount Sacagawea. Dalej po wschodniej stronie grani podchodzi się po kamieniach i polach śnieżnych pod wschodnią grań. Sama końcówka jest wspólna z opisywaną wyżej drogą, ale wcześniej zamiast prostej i konkretnej wspinaczki żlebem czeka nas wejście może i technicznie łatwe, ale naokoło i po miejscami parszywym kamienistym terenie.
Jeszcze łatwiej jest zapewne się dostać na wschodnią grań od wschodu, przez lodowiec Sacagawea, jednak jest to dużo rzadziej wybierany wariant, podejrzewam, że ze względów krajobrazowych.
| Widok na południe/południowy wschód: lodowiec Sacagawea, Mount Sacagawea i Fremont Peak. |
Oczywiście można też się na Mount Helen wspiąć zachodnią ścianą, na przykład granią z wieżami (12 wyciągów, 5.7 YDS), albo czymś jeszcze trudniejszym. Wydaje się, że można w Stanach znaleźć drogi z krótszym podejściem, niemniej przygoda gwarantowana!
Czego się nauczyliśmy (czyli subiektywny spis popełnionych głupot, których nie powtarzajcie):
Tym razem chyba wszystko zagrało jak trzeba.

Komentarze
Prześlij komentarz