Gannet Peak (4210m) północną ścianą

 Gannet Peak - niewielu o nim słyszało, jeszcze mniej go widziało, a już bardzo niewielu na nim było. Jeśli jednak ktoś już pofatygował się do pasma Windriver, to czy nie dla niego?

Okazuje się, że często jednak nie, bo jest daleko nawet w samym paśmie Windriver, a dużo bliżej są sympatyczne jeziora z dużą liczbą ryb. Jednak nie warto się zniechęcać, bo wycieczka na górę jest bardzo piękna i pouczająca. W szczególności zaś doprawioną szczyptą (ale tylko szczyptą) trudności północną ścianą.

Tak wrzucam zdjęcie całego Ganneta, by było wiadomo, o którą górę chodzi

Relacja z całego wyjazdu dostępna TU

Różne drogi prowadzące na szczyt, wspomniane później. czerwona 1: północną ścianą. Niebieska 2: Gooseneck Pinnacle. Zielona 3: żleb południowo-wschodni. Czerowna 4: żleb południowo-zachodni

Trudności 

III w amerykańskiej skali alpinistycznej, śnieg/lód do 45 stopni, wspinanie I UIAA (w opisach znalazłem informację ‘easy 5th class’, co wskazywałoby na jakieś przynajmniej I/II, ale zupełnie nie mam takiego poczucia - na Mount Helen było trudniej). Alpejsko trudno mi powiedzieć, ale oceniłbym przynajmniej na PD+ z górnej półki, może AD-?


Dla Kogo 

Dla kogoś, kto chciałby przeżyć długą górsko-lodowcową przygodę zdecydowanie bardziej wymagającą (pod chyba każdym względem) niż po prostu łażenie po lodowcu, ale też bez przesady.


Nasze wrażenia

Raczej nie jest to góra na 'szybki wypad', ale jeśli ktoś ma akurat kilka dni na szlajanie się po takim zadupiu, to warto. Sama droga długa i urozmaicona, a jednocześnie nie ekstremalna.


O górze
Najwyższy szczyt nie tylko pasma Windriver, ale i całego stanu Wyoming (co powoduje, że jest to piąty najwyższy stan, po Alasce, Kaliforni, Kolorado i Waszyngtonie). Jest tylko o 10m wyższy od położonego o 100km dalej Wielkiego Tetona, przez co zdobywający koronę Stanów mają trochę pecha (bo muszą jechać i przedzierać się przez kawał zadupia, by w ogóle dojść pod górę), ale też trochę szczęścia (bo technicznie jest jednak sporo łatwiej).

Sama góra nie jest może bardzo piękna, ale dość charakterystyczna. Jako że jest jednak położona w samym środku pasma i dobrze ukryta, trzeba zwykle się nieco nachodzić, by to stwierdzić.


Dojście:
Może zależeć od tego, co poza Gannetem chcemy zrobić. Jeżeli interesuje nas sama północna ściana, najdogodniejsze będzie podejście pod górę od północnego wschodu szlakiem Glacier Trail. Szlak jest dość długi i miejscami wymagający (na śmiałków czeka podobno do przekroczenia ok. 15 strumieni o różnym stopniu wartkości). Dzień ataku szczytowego jest jednak znacznie krótszy, ponadto szlak jest polecany wcześnie w sezonie ze względu na szybciej wytapiający się na nim śnieg (podobno).

Wiele jednak osób (w tym my) atakuje Ganneta z Titcomb Basin na południu. Zaletą jest duża dostępność atrakcyjnych celów aklimatyzacyjnych w okolicy. Dodatkowo szlak jest łatwiejszy oraz (niewiele, ale zawsze) krótszy*. Wadą jest oczywiście wydłużenie ataku szczytowego o podejście i zejście z Bonney Pass (dobre kilkaset metrów w górę i w dół). Chciałem też napisać o walorach krajoznawczych, choć jak przeglądam znalezione w internecie zdjęcia z Glacier Trail, to trudno powiedzieć, którędy ładniej, chyba wszędzie.

Dojście Glacier Trail to gdzieś z tamtej dolinki po prawej

Pozwolę sobie zacytować opis dojścia do Titcomb Basin z opisu drogi n Mount Helen: “Najlepiej podjechać z Pinedale na parking Elkhart Park, skąd dalej prowadzą nas szlaki. Na początku idzie się Pole Creek Trail, potem koło Eklund Lake przechodzi się na Seneca Lake Trail. Po dojściu do wspomnianego Seneca Lake dalej wiedzie nas przez chwilę Indian Pass Trail, ale koło Island Lake (i dużo wcześniej zanim dojdzie się na wspomnianą Indian Pass) skręca się na Titcomb Basin Trail. Nie wiem, ile to łącznie kilometrów, ale dojście zajmuje dwa niezbyt forsowne dni marszu lub jeden bardzo forsowny. Nam zajęło to łącznie około 11h tempem bez przemęczania się. Powinienem odnotować, że podejścia od czasu do czasu są, ale jak na góry jest bardzo płasko.

Po dojściu do doliny Titicom Basin mijamy jeziora, idziemy w górę strumienia i rozbijamy się w dogodnym miejscu pod zachodnią ścianą. Miejsce noclegowe wyborne - dość osłonięte w kotlinie, ze wspaniałymi widokami i wodą tuż obok.”

*Znalezione na summitpost.org: Glacier Trail ma jakieś 40km w jedną stronę, dojście do Titcomb Basin - jakieś 32km.

Czas wejścia: 12.08.2016

Subiektywna ocena trudności:
Najtrudniejszym technicznie miejscem jest jakiś 100-metrowy stok lodowy o nachyleniu 40-45 stopni. Jak to z takimi miejscami bywa - wszystko zależy od warunków. Jeśli jest dużo śniegu, to -poza ewentualnym zagrożeniem lawinowym- można sobie po prostu wejść. Im więcej lodu, tym oczywiście trudniej i pojawia się potrzeba asekuracji ze śrub/szabli śnieżnych. My zastaliśmy nieco zmiękczony słońcem, ale jednak lód - przez co wspinało się nam dość komfortowo. Nie zaprzeczę jednak, że nasza licha*, ale jednak istniejąca asekuracja poprawiała mi samopoczucie.

Zdjęcie z tych, gdzie jednak wygląda na bardziej płasko niż było. Ale pionu też nie było zdecydowanie.

Poza tym droga oferuje chodzenie po bardzo różnorodnym terenie, od lodowców przez skały, i wszędzie trzeba sprawnie się przemieszczać i dobrze orientować. Sama długość drogi wpływa na jej powagę.

*Mieliśmy całe 4 śruby lodowe, więc mogliśmy sobie pozwolić na góra 2 przeloty na 50m.

Opis drogi z subiektywnym komentarzem:
Jeżeli startujemy w Titcomb Basin, trzeba na początek wejść na Bonney Pass. Jest to ok. 600m* podejścia po kamieniach i piargu między skałami, miejscami bywa stromo. Ścieżka czasem jest, czasem tylko wydaje się, że istnieje, a czasem nie ma nawet takiej nadziei. Jest to wszystko o tyle problematyczne, że zwykle podchodzi się jeszcze po ciemku i nie zawsze widać, gdzie ta przełęcz tak właściwie jest, a można się wpakować przypadkiem na jakąś kruchą skałę obok. Czasem pozostaje więc liczyć na łut szczęścia, że się akurat dobrze trafi.

Opis z kolorami jak kilka zdjęć wyżej: czerwony - opisywana droga. Niebieski: Gooseneck Pinnacle. Zielony: żleb południowo-wschodni. 'Ten drugi' czerwony: żleb południowo zachodni.

Zejście z przełęczy na Dinwoody Glacier jest dużo prostsze i technicznie, i orientacyjnie. Stok jest bardziej łagodny, a jak by się nie zeszło, trafi się na lodowiec. Idąc lodowcem omijamy po lewej stronie duże żebro skalne schodzące gdzieś z grani, a następnie podchodzimy kawałek w górę lodowca, szukając dogodnego przejścia po skałach i śniegu na leżący obok Gooseneck Glacier. We mgle i słabej widoczności znalezienie dobrej drogi może być wyzwaniem, przy dobrej (jaką mieliśmy) nie było z tym żadnego problemu.

Jak wyżej, tylko bliżej. O tyle, że widać tu zarówno lodowce Dinwoody (bliżej) jak i Gooseneck (dalej)

Lodowiec Gooseneck przecinamy w poprzek kierując się na stromawy (ale też bez przesady) śnieżny przesmyk między Gannetem a skałami obok, jak gdybyśmy chcieli obejść górę dookoła. Przesmyk wyprowadza na górną część Gannet Glacier pod właściwą północną ścianę.

Właściwa północna ściana

Ścianę najlepiej przejść w jej prawej części, która wyprowadza na przełęcz**. Pierwszą trudnością jest przekroczenie bergschrundu, a potem czekają nas ok. 2 wyciągi w kilkukrotnie tu wspominanym 40-45 stopniowym śniegu lub lodzie (trafiliśmy na to drugie). Z przełęczy idzie się w lewo na szczyt, najpierw ścianką za I, a dalej już łatwo granią.

'Grań' podszczytowa

*Zależy oczywiście od tego, gdzie jest nasz obóz

**Poza prawą częścią ściany, jej śnieżno-lodowy stok kończy się niezbyt przyjemnie wyglądającą barierą skalną, która oddziela stok poniżej od śnieżnych pól podszczytowych. Jeśli jest dużo śniegu, może istnieć przesmyk przez wspomnianą barierę. Wspinaczka przesmykiem jest zapewne bardzo atrakcyjnym wariantem pozwalającym uniknąć jakiejkolwiek wspinaczki skalnej na rzecz przyjemnej wspinaczki lodowej, niemniej nie było nam to dane.

Zejście:

Standardowym zejściem jest zejście drogą przez Gooseneck Pinnacle. Trzeba iść granią na południe, a po zejściu z kopuły szczytowej wykonać ostry zwrot do tyłu w lewo i zejść najpierw zapewne kamienistym, a potem śnieżnym żlebem na lodowiec Gooseneck.

Główną przeszkodą na tej drodze jest jednak bergschrund we wspomnianym śnieżnym żlebie. Oczywiście łatwiej takie przeszkody przekraczać z góry niż z dołu, niemniej jeśli śniegu nie ma za dużo i/lub widać było już na podejściu, że bergschrund jest duży, warto poważnie rozważyć zejście kuluarem południowo-wschodnim. Osobiście tak właśnie schodziliśmy. W tym wypadku po zejściu z kopuły szczytowej trzeba się kierować jedynie lekko w lewo, wejście do żlebu jest dość ewidentne. Jest tam jednak dość stromo - do 45 stopni, więc wymagana jest duża ostrożność, drugi czekan też byłby na miejscu. Żleb uchodzi do odnogi Dinwoody Glacier, którą schodzimy lawirując pomiędzy serakami (co też nie zawsze jest łatwe).

Sprzęt: Standardowy zestaw lodowcowy. Dla komfortu może się przydać drugi czekan i więcej śrub lodowych, ale daliśmy radę z 1 czekanem na osobę i łącznie z czterema śrubami.

Drogi alternatywne:
Za drogę ‘normalną’ uchodzi wspomniana już tutaj droga przez Gooseneck Pinnacle. De facto jedyne trudności tej drogi to przekoczenie bergschrundu, co jednak nie zawsze musi być możliwe. Inną ciekawą propozycją (o trudnościach większych niż Gooseneck Pinnacle, ale mniejszych niż północna ściana) jest wejście żlebem południowo-wschodnim, którym schodziliśmy.

Żleb północo-wschodni od góry

Tyle jeśli chodzi drogi od szeroko pojętego wschodu (czyli idąc pod górę albo wzdłuż Glacier Trail, albo Pole Creek Trail do Titcomb Basin). Pod samego Ganneta można jeszcze jednak podejść od zachodu przez Wells Creek, ruszając np. z Green River. Podejście to jest niewiele krótsze od wyżej opisanych, ale za to jeszcze rzadziej uczęszczane, więc czekać na nas mogą okazjonalne problemy z orientacją, przedzieranie się przez krzaki czy nawet odcinki bardziej wspinane. Z tej strony normalną drogą jest żleb południowo-zachodni, którym da się dojść na przełęcz na południe od Ganneta, gdzie łączą się wspomniane już drogi przez Gooseneck Pinnacle i żlebem południowo-wschodnim. Żleb jest kamienisty i jest to chyba jedyny sposób, by wejść na Ganneta z pominięciem lodowców czy choćby większych ilości śniegu. Mam jednak przeczucie, że droga ta albo dojście do niej nie należą do zbyt przyjemnych, bo mimo teoretycznie najkrótszego podejścia i nominalnie niskich trudności technicznych (3-cia klasa wg Johna Muira) mało kto tamtędy chodzi.

Widok ze szczytu na zachód, czyli Minor Glacier i Wells Creek po prawej.

Czego się nauczyliśmy (czyli subiektywny spis popełnionych głupot, których nie powtarzajcie):

- Wybór dobrego śniadania w góry to sztuka, zwłaszcza przy wychodzeniu w nocy. Przygotowanie puree ziemniaczanego z proszku nie jest dobrym przykładem tej sztuki.

- Kijki z włókna szklanego są fajne bo są lekkie, ale niezbyt nadają się do chodzenia po piargach. O złamanie nietrudno (kija, nie kości).

Komentarze

Popularne posty