Aiguille d'Argentière (3901m) przez lodowiec du Milieu

Aiguille d'Argentière od północy. Lodowiec du Milieu wchodzi na górę od południowego zachodu, ale we własnych archiwach nie mam reprezentatywnego zdjęcia.

Jeżeli ktoś nie interesował się rejonem Mont Blanc, o tej górze prawdopodobnie nawet nie słyszał.

Nie jest bowiem wyjątkowa na tyle, by zyskać jakąś szerszą sławę-ot, kolejna góra w masywie, całkiem ładna, ale w okolicy Chamonix tego kwiatu jest pół widnokręgu, nie prowadzi nią też żadna legendarna droga. Niemniej góra jest celem bardzo atrakcyjnym, czy to aklimatyzacyjnym*, czy to samym w sobie. Jest łatwo dostępna i prowadzi na nią wiele dróg (w tym też takie dla śmiertelników) i dla każdego coś miłego powinno się znaleźć.

Pełna relacja z całego wyjazdu dostępna TU (Aiguille d'Argentière-dzień trzeci)

*ze względu na obecność dużej góry w okolicy, jest to pewnie częstszy przypadek.

Trudności: PD/PD+, śnieg 45 stopni (max 50)

Dla Kogo: Dla tych, co lodowca ani stromych stoków śnieżnych się nie boją. Poza tym wiele umieć nie trzeba.

Nasze wrażenia:
Miła i przyjemna droga, pozwalająca dostać się sprawnie na szczyt. Nie wymaga wielkiego doświadczenia, zaś nam, jako mało obytym na stromych polach śnieżnych, dostarczyła nieco emocji, choć w zupełnie rozsądnej dawce. Z innych zalet-góra była dla nas celem aklimatyzacyjnym i wydaje się, że jej wysokość pozwoliła spełnić to zadanie bardzo dobrze. Z drobnych wad-droga jest stosunkowo mało urozmaicona,większość podejścia po lodowcu, poza ostatnimi ok. 300m wygląda prawie tak samo, choć widoki za plecami i ze szczytu skutecznie rekompensują nudę podejścia.


O górze:
Jak pisałem wcześniej-po prostu jedna z gór w masywie Mont Blanc, nie jakaś bardzo wyjątkowa, ale z drugiej strony dowolna góra w okolicy jest tam piękna. Może jednak właśnie przez to, że nieco na uboczu i dość wysoka, ale nie aż tak jak niektóre szczyty w okolicy, stanowi znakomity punkt widokowy i na Mont Blanc, i na okolicę, i na szwajcarsko-włoskie czterotysięczniki. I na wszystko dookoła właściwie.

Dojście:
Drogę zwykle zaczyna się z Rifugio d'Argentière (2771m), do którego (o ile nie robi się dziwacznych, pokombinowanych tras, jak my) dochodzi się z doliny z miejscowości Argentière (1251m) przez lodowiec d'Argentière*. Nic się specjalnego po drodze nie dzieje, choć trzeba pokonać ponad 1,5km w pionie, należy więc liczyć na dojście cały dzień. Alternatywnie można sobie podejście nieco skrócić i podjechać kolejką na Aiguille des Grands Montets (3295m). Wysiadając na stacji środkowej na 1973m podejście skraca się-jak łatwo policzyć-o dobre 700m, czyli niemal połowę. Przynajmniej w pionie, w poziomie zdecydowanie mniej ze względu na raczej płaski lodowiec. Wysiadając zaś na stacji końcowej kolejki trzeba zejść koło pół kilometra przez lodowiec des Rognons, a potem czeka nas dalej 100-150m podejścia, ale trasa robi się znacząco krótsza również odległościowo, oszczędność czasu i sił jest więc dość spora.

Bardzo piękne otoczenie Rifugio d'Argentière i ono samo.
*prawda, że oryginalna nazwa?

Czas wejścia: 11.07.2013

Subiektywna ocena trudności:
Główną trudnością jest ok. 300 metrowe pole śnieżne tuż pod granią szczytową poprzedzone bergschrundem, będącym już w stromym terenie. Stan bergschrundu zależy oczywiście od warunków ale zwykle jakiś większy most śnieżny spokojnie się znajdzie, warto jednak zadbać o wczesne wyjście, by nie bać się jego zawalenia. Pole śnieżne ma na długim odcinku 40-45 stopni, miejscami podobno nawet 50, należy więc zachować sporą dawkę ostrożności, ale o ile ktoś miał z takim terenem do czynienia, nie powinien mieć większych problemów. Niekonieczne, ale całkiem rozsądne może być wzięcie drugiego czekana/dziabki, zwłaszcza, jeżeli ktoś nie czuje się zbyt pewnie w takim nachyleniu.

Opis drogi z subiektywnym komentarzem:
Ze schroniska na lodowiec prowadzi raczej wyraźna ścieżka idąca pod górę w stronę ku ujściu lodowca d'Argentière i trudno tu się pomylić. Na lodowiec wchodzi się na wysokości koło 2900m i dalej też trudno się pomylić-lodowiec z obu stron jest ograniczony stromymi skalnymi murami.

Dolne partie lodowca

Lodowiec do najbardziej poszczelinionych nie należy, ale szczeliny zdecydowanie się zdarzają, więc asekuracja lodowcowa jest więcej niż wskazana. Wreszcie koło 3400-3450m dochodzi się do względnego wypłaszczenia, skąd trasa zaczyna powoli, lecz nieubłaganie stawać dęba. Przed głównymi trudnościami jest jeszcze bergschrund do przekroczenia, ale o ile mosty śnieżne dalej są zmrożone, nie powinien stanowić większego problemu. Śnieżny stok za bergschrundem robi się coraz bardziej stromy aż do 40-45 stopni, w jednym miejscu może nawet 50, by zacząć łagodnieć kilkadziesiąt metrów przed granią.

Koniec (łagodniejszy) pola śnieżnego i grań szczytowa

Z samej grani na wierzchołek jest już tylko dosłownie kilka kroków, za to-jeżeli ktoś nie przepada za miejscami 'powietrznymi'-dość emocjonujących. Najszybsze zejście tą samą drogą.

Niemal stały widok towarzyszący: Les Droites (4000m) i Aiguille Verte (4122m)

Sprzęt:
Standardowy zestaw lodowcowy. Dla osób mniej pewnie czujących się w stromym terenie może przydać się drugi czekan/dziabka, choć jeden wystarczy.

Drogi alternatywne:
Góra ta jest wdzięcznym celem również dlatego, że prowadzi na nią całkiem sporo dróg o różnym stopniu trudności. Na szczyt prowadzi kilka grani, lodowców i żlebów i jest w czym wybierać. Droga proponowana powyżej jest najszybszą i chyba najbardziej logiczną ze schroniska d'Argentière, ale nie najprostszą (przynajmniej na papierze)-tą bowiem jest droga przez lodowiec du Chardonnet*, oceniana na PD. Droga ma podobny charakter (podejście lodowcem, na końcu śnieżna ścianka i grań), ale dojście do właściwego lodowca jest zdecydowanie dłuższe. Dla chcących spróbować czegoś o wyższej trudności (AD) ciekawymi alternatywami mogą być drogi przez Kuluar Y (od południa) albo granią południowo-wschodnią. Są i drogi jeszcze trudniejsze, ale na razie chyba wystarczy.

*Ten sam, który prowadzi na przełęcz Col du Chardonnet, tylko inna odnoga-patrz relacja.

Czego się nauczyliśmy (czyli subiektywny spis popełnionych głupot, których nie powtarzajcie):
  • Nie mam pojęcia, czy to użyteczna informacja, ale most śnieżny nad bergschrundem na zejściu lepiej przejechać na tyłku niż przeskoczyć. Sprawdzone. A tak naprawdę jak nie ma pewności, czy most trzyma, lepiej się chyba przyasekurować...
  • Błąd ten popełnialiśmy i wcześniej i nic nas nie zabiło, ale nie znaczy to, że nie zabiłoby w przyszłości: w niejednej publikacji wykazane zostało, że bycie związanym liną na stromym polu śnieżnym sensu za bardzo nie ma, chyba, że jesteśmy (suchar alert) bardzo przywiązani do partnera. W każdym razie wyhamowanie spadku dwóch osób jest niepodobieństwem. Tym razem znowu udało się nie zlecieć i przeżyć, ale o powyższych faktach przeczytaliśmy dopiero później i nie omieszkaliśmy wprowadzić w życie.

Komentarze

Popularne posty