Nie trzeba być wysoko, by być najwyżej (Ta' Dmejrek 27.03.2025)
Miałem w ten* weekend żegnać zimę w Tatrach, ale wizja wichru smagającego twarz marznącym deszczem i/lub śniegiem ostatecznie mnie od tego odwiodła (choć niewiele brakowało). Zamiast tego będzie o szczycie nieco cieplejszym.
Chodzić po górach można przypadkowo, dla przyjemności, lub też uprawiać różne formy zbieractwa. Jedną z takich form, ostatnio całkiem popularnych, jest zbieranie różnych koron. Osobiście w sposób mocno zaangażowany nie zbieram niczego takiego. W sposób trochę zaangażowany zbieram jednak co się da - jak tylko przypadkiem nadarzy się okazja zdobycia czegoś co w jakiejś koronie występuje, to chętnie korzystam.
| Rzut oka na sytuację krajobrazową: po lewej masyw Ta' Dmejrek, po prawej wystaje kawałek klifu Dingli |
Taka właśnie okazja nastąpiła w poprzednim tygodniu, gdy wybraliśmy się rodzinnie na Maltę - a skoro tak, to czemu nie zdobyć kolejnego (szesnastego już dla mnie z 46) szczytu do Korony Europy**? Ta’ Dmejrek, bo tak się ów szczyt (bo chyba brak na to lepszego określenia) nazywa, nie jest na pierwszy rzut oka szczególnie imponujący. Ma 253 metry nad poziomem morza (niższe szczyty w Koronie Europy mają jedynie Watykan i Monako) i musieliśmy do niego podejść z pobocza, na którym zaparkowaliśmy, jakieś 100-200 metrów w poziomie i nie więcej niż 20 w pionie.
| Zdjęcie szczytowe nr2 - to, na którym wszyscy najlepiej wyszli |
Okolica niby jest ładna, bo góra leży bezpośrednio nad bardzo malowniczymi klifami Dingli, ale sam wierzchołek jest takim sobie zarośniętym pagórkiem w obrębie kamieniołomu. Przy okazji widać było, że w tymże kamieniołomie usypano nieopodal hałdę piachu wyższą niż teoretycznie najwyższy szczyt Malty, ale zignorowaliśy to. Tak samo jak to, że w internecie można znaleźć dwie wersje, gdzie ten szczyt tak naprawdę jest - nieco inaczej twierdzi np. Wikipedia, a inaczej np. Google i OpenStreetMaps (które przedstawiają wersję nieco popularniejszą i na oko bardziej przekonującą, więc za nią podążyliśmy).
Zdobycie szczytu, choć niedługie, dostarczyło jednak wielu wrażeń, których można doświadczyć przy zdobywaniu gór dużo poważniejszych - było wyszukiwanie drogi, załamanie pogody tuż przed szczytem, przedzieranie się przez krzaki, szukanie ‘gdzie ten kopczyk szczytowy’. Ale -co najważniejsze- była też radość z wejścia!
*Tzn kiedy to pisałem, na początku kwietnia 2025
**(pewnie umieszczę jeszcze z tej okazji niebawem jakąś okolicznościową galeryjkę)
Komentarze
Prześlij komentarz